środa, 26 lipca 2017

gdyby.

Późną jesień mamy tego lata. Nie wiem czego się spodziewałam. Ale nie tego, że na urlopie będę marzyć o swetrze. Nie, że będę cieszyć się deszczem i zimnym wiatrem. A jednak.
Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że moje trzy miesiące przerodzą się w trzy lata, nie uwierzyłabym.
Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że kiedyś będę żałować, że jestem inżynierem, kobietą inżynierem, przeczyłabym mocno i głośno.
Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że rozstania bolą, nie odważyłabym się na żadną przyjaźń, żaden związek.
Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że można się do wszystkiego przyzwyczaić, wszystko zacząć tolerować, zastanawiałabym się dłużej.
Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że trasa Kraków - Wrocław, Wrocław - Kraków jest krótka, wyśmiałabym go.
Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę kilka razy w roku pod Poznaniem i co roku w Gdańsku, uniosłabym wysoko brwi ze zdziwienia.
Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że przetrwam wakacje bez kajaków, upierałabym się, że to nie prawda.
Gdyby ktoś mi powiedział, że będą takie dni, gdy wszystko jest totalnie bez sensu, gdy nic się nie układa, nie poszłabym dalej.
A jednak. Jestem tu gdzie jestem, z bagażem niewielkim, gdzie 270 km to pikuś (można by rzec, że Bieguni się kłaniają - odwołanie do Pani Tokarczuk). Ze szczęściem i zdziwieniem. O, naprawdę tak to się poukładało?

Ktoś mi kiedyś powiedział, że może nie trzeba się zastanawiać za długo, wtedy decyzje są najlepsze. 
Ktoś mi kiedyś powiedział, że powinnam mieszkać na wsi a nie w mieście, śmiałam się z tego wtedy, czyżbym się teraz starzała?
Moja babcia zawsze mówiła, że szczęście leży w nas samych (...). 
Na razie planuję na kilka miesięcy w przód. Trochę sobie poukładam, troszeczkę. Na moment przystanę. Spróbuję widzieć więcej szczęścia, nawdycham się smogu. I zobaczymy co z tego wyjdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz