niedziela, 29 stycznia 2012

cierpliwości (2)

Nosimy w sobie taką niecierpliwość.
Żeby już były te wyniki. Już by się chciało wiedzieć.... Ale, ale, cierpliwości! Przecież kiedyś będą.
Żeby już mieć te projekty skończone. Wszak same się zrobią.
Żeby już ferie były. Jeszcze mi się znudzą.

Na cierpliwość dobre jest ciasto drożdżowe. Zwłaszcza na takie zimne dni. I ciepło w kuchni, a człowiekowi milej jak zje coś dobrego. Ale wytrwałości to trzeba mieć wiele do tego. Myślałam, że oszaleje, patrząc jak moje ciasto przez formę grudka-grudka dochodzi do w miarę konkretnej formy wyrobionego ciasta. Tak to jest, jak się w przypływie emocji łapie za pierwszy lepszy przepis. Ale wyszło.

Chory mężczyzna, zaobserwowałam ostatnio, przeżywa straszne męki. Nawet jeśli ma tylko katar i boli go głowa. Niesamowite. Jakby się cały świat walił, a on zaraz miał umrzeć. Wszyscy muszą chodzić na paluszkach i zwracać na niego uwagę. A co z cierpliwością? Przecież nie umrze. No, chyba nie od kataru! Coś bym powiedziała, ale się (cierpliwie) powstrzymam.

Jeszcze mi się niecierpliwi do mówienia my, a nie ja i Ty. Ale tak myślę, że to jednak czasem lepiej się pocierpliwić, pomarzyć. Oby. Może warto poczekać.

A poza tym, to jest jak jest i jest dobrze. No, tak. Dobrze jest. A nawet jeśli się wydaje, że nie, to i tak jest. Przecież, jak mówiła mama mojej babci(?) Szczęście leży w nas samych(...) My sami z nieba piekło, a z piekła niebo możemy zrobić. Muszę babci dopytać, bo nie pamiętam. Mam nadzieję, że zdążę.

Dobrego tygodnia! Wszak on dla niektórych sesyjnym będzie.

czwartek, 26 stycznia 2012

co za czwartek...

Weszło mi w krew codzienne poranne wyglądanie przez okno. Jest śnieg tym razem, czy go nie ma? Dostałam piękny prezent urodzinowy - bo był, a dziś znowu niespodzianka - dopiero co pisałam w jednym liście, że się stopił, a on znów leży. A ja w sercu mam dziś wiosnę. Co tam, że na zewnątrz śnieży!
Zima zaowocowała siedzeniem w śpiworze przed komputerem, lub z książką pod grzejnikiem. A może to ja zrobiłam się ciepłolubna....

Uśmiałam się dziś niesamowicie. Naprawdę, dawno nie było mi tak wesoło. I to przez cały dzień. Ale po tej czwartkowej głupawce nastał i smutek. Trochę szybko, ale taki jakby przeciwstawny. Za dużo uśmiechu dla siebie, za mało do innych. Za dużo bez powodu. Bo to nie moja specjalność śmianie się po wyglądnięciu przez okno. No, przecież że nie moja!

Za to bieganie po mieście w rozwiązanych butach jest moje.
I dzisiejsze rozkminy nade mną. Chyba ich ostatnio za dużo. Ale skoro już ogłosiłam rok 2012 rokiem pracy nad sobą, to ciężko nad sobą nie myśleć. Ale nie wiem czy to do dobrego punktu prowadzi. Zmiany będą tak czy siak. Dalsze odkrywanie też. Więc chyba należy sobie powiedzieć: "Idziemy do przodu!". Nawet jeśli mamy po drodze samotność, anty społeczny humor i zamknięcie w sobie. Może na długo tak nie pozostanie.


poniedziałek, 23 stycznia 2012

piękny dzień.

odkrycie dziś niemałe.

sesyja wcale nie najważniejszą rzeczą w życiu jest!

są rzeczy przecież ważne i pilne.
bo ludzie wokoło. i spacery. i rozmowy. i uśmiechy.
bo dzień piękny.
stosik książek - ten musi poczekać.
projekty. dobrze, że jeden ciekawy.

bardzo dobry ten czas sesyjny. pełna mobilizacja. efektywność podwyższona.

ale nie zapominajmy. sesyja to nie wszystko. są też czasem rzeczy ważniejsze.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

i nie inaczej.

Zmiany, zmiany, zmiany. U mnie dużo nowości. Nie koniecznie najlepszych. I nie koniecznie na zawsze. Weszłam w fazę prób. I błędów. Wielu. Trzeba się kiedyś odnaleźć będzie. Ale jeszcze mam czas.

Mam też takie przykre obserwacje. Że niezależnie od ilość przyjaciół na fejsie, nie ma ich w realu! I kończy się na tym, że to fejs sam w sobie przyjacielem naszym zostaje. Dziwne? Okropne! Paskudne!
Mój przyjaciel fejs.
Mój przyjaciel komputer.
Jak to brzmi? Jak to wygląda?
Okropnie!
Więc życzę Wam, żeby tak nie było. Komputer - do pracy. Fejs - do komunikacji. Nie do przyjaźni!

Dwa tygodnie przed sesją to czas niezwykle soczysty. Nagle (!) się okazuje, że wszystko jest "na już! na teraz!". Ciekawe....
Skutkują karteczki z rozpiską co, kiedy zrobić. Nawet co do godziny. Polecam serdecznie. I dobra muza.
Jakoś to pójdzie.
Ale miejcie wyrozumiałość :) Obiecuję głębszą rozkminę na początku lutego. Jak mniej więcej wszystko poukładam. Ale tylko tak mniej - więcej.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

jestem Jego dzieckiem.

Mam taką tęsknotę za Niebem.
Za Nim.
Bo jestem Jego dzieckiem.
Więc i do Domu tęsknię.

Z Nim wszystko będzie dobrze. 
Będzie.
Z Nim.

A na dodatek link. Do posłuchania. 

sobota, 7 stycznia 2012

anti-social

Ostatnio poczułam jakąś wiosnę w sercu. Bo ucieszył mnie płatek śniegu zagubiony w przestrzeni powietrznej. I trawa zieleniejąca się na Błoniach i Plantach. I ludzie, którzy po długiej nieobecności się znów pojawili (nie wszyscy, ale zawsze coś).

A mimo wszystko. Słysząc co chwilę o antyspołecznym humorze i trudnych chwilach innych, sama mam ochotę na taki anti-social. Żebyście nie mogli pomyśleć, że tylko wam jest źle. Że najlepszą radą na ciężką chwilę jest zamknąć się w sobie, wleźć do śpiwora i przespać najbliższy miesiąc.

O, nie! Właśnie tak nie jest! Oczywiście, że każdemu czasem jest ciężko. Że każdy ma czasem antyspołeczny czas. Ale wydaje mi się, że łatwiej z ludźmi wokół go przetrwać, niż bez nich. Bo nawet jeśli nie masz już sił na uśmiech, to czasem lepiej komuś opowiedzieć o tym, co nas nęka.

Dobrze, że jesteście. Bardzo dobrze.
Dziękuję.