niedziela, 24 listopada 2013

naiwność a uczciwość.

Stanęłam ostatnio przed mocnym dylematem moralnym.
Bo robiłam coś uczciwie, ale mi nie wyszło. A większość społeczeństwa studenckiego robiła nieuczciwie ale bezbłędnie. I wyszło na to, że moja (nasza) uczciwość była naiwnością.
Dawnośmy się tak nie wściekły, oj dawno.
Ale cóż. Studiuję dla siebie. Prawda? Chcę się czegoś nauczyć. Nawet jeśli nie wychodzi, to lepiej zrobić samemu, oder? Czy może jednak lepiej nieuczciwie zarobić punkty i dostać szybko zaliczenie? Oj, nie wiem sama...

Miałam w ten weekend 48 godzin wolnego od telefonu i komputera. Ot przypadkowo. 48 godzin w domu rodzinnym. Chorowania. Nie zrobiłam nic z tego co miałam. A miał być weekend pracowity. Od jutra muszę pocisnąć. Ale spróbuję tak powoli i na spokojnie. Jednak. Wciąż nie jestem w pełni sił.
Już niebawem święta. I wolne. I spokój będzie.

A tymczasem deszcz za oknem. Myśli o naiwności i uczciwości. O różnych ludziach i relacjach. Jakoś to będzie.

poniedziałek, 11 listopada 2013

omodlanie i narzekanie.

Temat tego posta chodził mi dosyć dawno po głowie. Mniej więcej październikową porą.
Ale postanowiłam się przygotować. Spytać wujka google -  twierdzi, że pisze się "omodlenie" a nie "omodlanie". Pomyśleć chwilę nad tym i porozmawiać z kilkoma osobami.
Bo październik miesiącem różańcowym jest tradycyjnie. Więc się tak chodzi z tym różańcem. W te i wewte, przez Błonia i w autobusie. I w tramwaju też.
A ktoś mi kiedyś opowiadał o omadlaniu. Że na przykład w szkole na przerwie panie nauczycielki w trakcie dyżuru omadlały szkołę. Chodząc w te i we wte korytarzem. I razem mówiąc różaniec.
Że jakaś grupa omadlała dzielnicę w której źle było. I tak dalej.
A jak się przeszukuje Internet z całym jego bogactwem, można znaleźć informacje o omadlaniu ostatniego konlawe i adoptowaniu kardynała do omadlania. Super sprawa!
Więc oprócz biegania z różańcem (ja niestety ciągle jeszcze nie trawię mówienia go w jednym punkcie), można by coś omadlać konkretnego. Albo miejsce, które tego potrzebuje, a w którym modlić się będzie, albo kogoś konkretnego kto potrzebuję.

I tak mi to przyszło do naszego ostatniego narzekania. Bo my tak łazimy i mówimy kto co by mógł zrobić, kto się na co powinien już decydować. A my co? Czy sami jesteśmy lepsi? Czy jesteśmy konkretni i zdecydowani?
Więc może nie narzekajmy na innych, zastanówmy się nad samymi sobą, a za nich się módlmy. Proste? Wydaje się, że tak. Zobaczymy.

I jeszcze, że trafiłam ostatnio tu. I jestem przeszczęśliwa! :)

niedziela, 3 listopada 2013

niedziela, rzecz święta

Tak się wydaje. Niedziela. Nie pracuję. Nie robię. Banał.
Ale w rzeczywistości wcale nie jest to takie proste.
Czasami nie jest prosto pracować w niedzielę.
Aż się serce kraje.
Bo niedziela liturgiczna jest straaaasznie długaaaa. 
Zaczyna się w sobotę po zmroku. I trwa i trwa... aż do poniedziałku.
Czasami naginam tą niedzielę. Skoro zaczęła się w sobotę, to kończę ją z niedzielnym mrokiem.
Takie uroki pracy w domu.
Takie uroki pracoholizmu.
Takie uroki nieumiejętności oddzielenia pracy od przyjemności.
Takie uroki pracy, którą się lubi.
Nie da się o niej nie myśleć. A jak już się myśli, to tak jakby się pracowało. Lepiej zapisać, dorysować, zamodelować.
No, cóż. Czasem ciężko wyłączyć mózg na niedzielę.