poniedziałek, 25 lipca 2011

...

Cisza.
Od kilku dni.
Czasami zdarzają się takie rzeczy, które zostawiają nas w szoku.
Gdy odchodzą ludzie, którzy jeszcze nie powinni odejść.
Piękne było to, że pomimo tego, że wakacje, że każdy w innym miejscu, łączyliśmy się w naszym bólu modlitwą za nią. Mam niesamowitych ludzi wokół siebie. Dziękuję.

Droga M. Mam nadzieję, że możesz oglądać twarzą w twarz Naszego Stwórcę. I że jest tam milion razy lepiej, niż tu, u nas, na ziemi. Wstawiaj się tam czasem za nami, co?

W poszukiwaniu zrozumienia i idąc za wspomnieniami, natrafiłam na setny numer Dziewiętnastki. Chciałam przeczytać raz jeszcze Dramat w trzech aktach oparty na faktach. W podziękowaniu za to, że było mi dane znać akurat tych ludzi, a nie innych, za to że byli. Trafiłam na piękny tekst o śmierci i żałobie.

Niebo piękne, nie płacz już, bardzo Cię proszę. Nie trzeba aż tak. Naprawdę. Przecież Tam, przygoda dopiero się zaczyna. Przecież za tym tęsknimy. Czemuż więc smuci nas to, że niektórzy mogą być już z Nim?
Bo nie ma ich z nami. Ale nigdy nie zapomnimy ile od nich dostaliśmy.

poniedziałek, 18 lipca 2011

Wakacje bez kajaków... to wakacje stracone!

Na szczęście czasami nasze marzenia się spełniają. Czasami warto planować i namawiać innych.
Ogromnie się raduję, gdy mówicie mi, że cieszy Was ten wyjazd. A mnie cieszy on jeszcze bardziej.
Chcę do jeziora! Nad rzekę! Popływać choć trochę!
Ale na razie jest pakowanie. Czyli coś mało przyjemnego. Coś za coś. Żeby wyjechać, trzeba się spakować, choć trochę.
Mam nadzieję, że też spędzacie dobrze ten lipiec.
Taki on dziwny. Niby upalny, niby deszczowy.

Zapowiadają nam deszcze na cały tydzień. Woda z dołu, woda z góry... Może nie, może nie.
Panie Boże, daj nam trochę słońca. Troszeczkę. We wtorek. I w środę. A potem trochę w czwartek. Może być za chmurką, ale bez deszczu. W piątek. I może jeszcze w sobotę? Co Ty na to? Niech pada naokoło, ale nam nie. No, proooszę....

czwartek, 14 lipca 2011

na patelni.

To Słońce jest niemiłosierne! Praży, smaży, piecze i nie wiem co jeszcze. 
Za każdym razem, gdy chcę się utwierdzić w przekonaniu, że mam w domu chłodno, wychodzę na moją prywatną patelnię-balkon. Patrzę sobie na wysychające kwiaty, martwy (bo bezludny) krajobraz i myślę: jak spędzacie wakacje? Czy układa Wam się podróżowanie? A może też Was męczy upał niemiłosierny? Może też czasem o mnie sobie myślicie? I wzdycham do Pana B. żebyście szczęśliwie spędzili ten wakacyjny czas. 

Ostatnio zachwyciła mnie Caro Emerald. Tak, tak, wiem do tyłu jestem. Ale tak jakoś słucham jej i słucham i nie mogę się nasłuchać. I ciągle myślę, że trzeba by zrobić tańce. Bo już mi brakuje strasznie tańczenia, ciągle mam w nogach te urodziny lipcowe sprzed roku. A skoro nawet dobrą płytę znalazłam...
Tylko trochę za gorąco na tańczenie... Już wiem dlaczego karnawał odbywa się zimową porą :) Chociaż ten śnieg i mróz to tylko wtedy na naszej półkuli jest. Ale my w ogóle jesteśmy jacyś mało ciepłolubni. Niby wszyscy czekają tego lata, a potem nagle jest wszystkim za gorąco.
A wykorzystują to lodziarnie :)
Zwłaszcza ta, którą ostatnio otworzyli na mojej drodze, którędy co chwila przechodzę, i gdzie gałka kosztuje po staremu. Przy takiej pogodzie nie da się im oprzeć, chociaż nie raz jadłam coś znacznie lepszego. No, cóż lato daje niektórym w kość, a innym duże zarobki :)

niedziela, 10 lipca 2011

Za dużo, za mocno, za szybko...

...czyli kilka przemyśleń po czwartkowym egzaminie.
Jak widać już niedziela, a ja piszę o czymś, co było dawno temu. A co za tym idzie, chyba pan profesor miał rację. Wszystkiego jest za dużo, przeżywamy to za mocno i dzieje się to za szybko. Zaczęłam wakacje z pełną mocą i nawet nie mam kiedy Wam napisać o moich przemyśleniach! Niesamowite.
A byłam przekonana, że to stwierdzenie jest grubo przesadzone. Że myśl o uciekaniu na pustynie w poszukiwaniu chwili spokoju jest strasznie odległa...
Bo przecież jest tyle filmów, które chcę obejrzeć, tyle książek, które chcę przeczytać, tyle płyt, które chcę wysłuchać, tylu ludzi, z którymi mogę się jeszcze spotkać, tyle rzeczy, które chcę w życiu zrobić! A przecież nikt mi nigdy nie powie ile mam jeszcze czasu, a nawet jeśli by chciał to zrobić, to bym nie chciała. Co by to było za życie?
Tak mi się wydaje, że młodość ma swoje prawa. Lubimy szybkość, mamy mnóstwo energii, potrzebujemy trochę adrenaliny i ciągle pojawiają nam się nowe pomysły, które pragniemy zrealizować. Im szybciej, tym lepiej. Na wszelki wypadek.
A kiedyś, jak będę już starsza, przypomnę sobie słowa pana profesora "Za dużo, za mocno, za szybko" i przemyślę raz jeszcze: czy było warto? Czy było warto tak się spieszyć? Tak wszystko przeżywać zbyt mocno? Tak się angażować i tyle na siebie brać?

wtorek, 5 lipca 2011

...niespodzianka!

Są rzeczy, które czasami nas zaskakują. Które przecież i tak miały być, ale jednak. Zaskakują. Niespodziewanie wyłażą i depczą nam po piętach.
Na przykład taki egzamin. Przecież wiedziałam, że będzie. I zupełnie nie wiem czemu mnie zaskoczył, że to już. A teraz siedzi mi w głowie, bo pomimo że napisany, to znalazłam już błędy.
Albo takie chamstwo wśród naszych rówieśników. Przecież ich znam i ich lubię. A nagle, niespodziewanie zachowują się tak, że nigdy bym ich o to nie posądziła. To prawda, że traktujemy siebie ostatnio bardzo generalizując. Że mówimy "my" zamiast "ja". Że się nie podpisujemy, na wszelki wypadek, wtedy za wszystkie nasze głupoty odpowiadają wszyscy. Ale przecież to jest nasze życie! Weźmy je do własnych rąk i poprowadźmy tak jak chcemy. Nie dajmy się zwariować. Odpowiedzialność zbiorowa nie jest żadną odpowiedzialnością. Bo przecież musimy sami za siebie odpowiadać. Tak po prostu. I wiadomo, że nie ma lekko. I po to mamy przyjaciół żeby nas wspierali. A my ich. Razem jest łatwiej. Ale nie oznacza to, że jesteśmy "my", a nie ma "mnie". Tak, to ja mam za siebie odpowiadać. W końcu to moje życie.
I choć czasem niespodzianki w naszym życiu są miłe, a czasem nie, to zawsze będą niespodziankami. A one są po to, żeby nam dać impuls do myślenia. I działania.