sobota, 28 grudnia 2013

mało

Coś w tym grudniu mało pisania. A przynajmniej tak się zdaje.
A, bo dużo roboty. A, bo w święta już człowiek nie miał sił.
Za to piękne dziś gwiazdy.
Trochę smutków, kilka łez i bardzo bardzo dużo myślenia. O różnych, takich tam.

Po świątecznie a przed noworocznie moim nielicznym Czytelnikom chciałam życzyć wiele szczęścia, pogody ducha, sił, wytrwałości i cierpliwości.
Co ma być to będzie. Wszystko w odpowiednim czasie.

niedziela, 15 grudnia 2013

trafiłam.

Tak się stało. Że jakiś czas temu trafiłam na fantastycznego bloga.
I czytałam z zapartym tchem. I nie mogłam się oderwać, bo chciałam nadrobić czas, jaki oni już przeszli :) I w końcu udało mi się dotrzeć do obecnego czasu.

A przy okazji lektura obowiązkowa, pięknie przez Adę Karolową opisana.
Książka, którą polecała nam pewnego pięknego sierpniowego poranka bardzo mądra pani.
Przeczytałam raz. Czytam drugi, ostatnio wracałam do rozdziału pewnego. I jeszcze dużo, dużo muszę się nauczyć :)
Mężczyźni są z Marsa, Kobiety z Wenus autorstwa Johna Gray'a

Jeżeli nie czytaliście, to koniecznie przeczytajcie!




Ten tydzień ostatnim ciężkim tygodniem tego roku. Część wypieków i wyrobów świątecznych zrobiona!  I projekty współpracy z wydawnictwem. I pracy naukowej. Jeszcze tylko kilka kolokwiów, trochę wykładów i innych bzdur. Oj, po ambitnym tygodniu, przychodzi kolejny pracowity.

środa, 11 grudnia 2013

ciemności, Aniół Stróż i rozkminy makijażowe

Wstaję ciemno. Wracam do domu, ciemno. Idę spać, ciemno.
Zainwestowałam w świeczkę roratnią.
Żeby nie przysypiać na kazaniu.
Żeby coś rozświetlało mrok, a żeby nie był to monitor komputera.
Bo w tym sezonie jakoś mało kto świeci. Kryzys?

Mój Anioł Stróż czuwa. Ostatnio to odkryłam. Na przejściu dla pieszych.
I jeszcze mu się dostało, że na mnie nie uważa. A on budził kierowcę. A może Anioła Stróża kierowcy. Nie wiem sama.
Wiem, że czuwa i to tak, że mało kiedy się to zauważa.

Kawa w biegu, notatki w rękę, zakuwanie. Taki ostatni mój tryb. I rozkminy makijażowe. Kiedy to jest już ingerencja w Moje Piękno, a kiedy tylko jego podkreślanie? Skoro mam reprezentować Naszego Stwórcę, to muszę wyglądać. Nawet jeśli nie dosypiam. Skoro Go reprezentuję, to nie mogę oblać. A tak ciężko się zebrać do nauki..... Internet źle wykorzystany jest Zrzeraczem czasu (Zeitfresser) a nie Dobrem Ludzkości.

czwartek, 5 grudnia 2013

gdzie ta zima?

Jakoś tak zrobiło się. Ciemno. Szaro. Smutno. Ciężko.
Nie da się ogarnąć. Ani do nauki. Ani do spania.
Wieje. Temperatura odczuwalna ujemna.
Panie Boże, sypnij śniegiem!
Już mnie wszystko boli na ten śnieg. A może nie na śnieg. Kto to wie.
I chodzę jak osa.
Już mi we dwóch zwracali wczoraj uwagę. Niezależnie. Że spinam. Że mam się nie stresować. Ja stresuję się? A może...
Trochę niedosypiam. Trochę tęsknię. Trochę nie ogarniam. I trochę nie wiem co ze sobą począć. A że stres, to zauważyć sama bym nie zauważyła.

Ale nie miało być o PMS a o miłych dzisiejszych rzeczach.
Po pierwsze: pan listonosz, który po 20.20 przyszedł mi donieść paczkę, bo nie było mnie w domu wcześniej i nawet awizo nie zostawił. A, bo miał po drodze. Ale miło!
Po drugie: mój mikser reklamowany, a szkoda, że Pani nie przyszła wczoraj, dziś już pan do serwisu pojechał, a my raz na tydzień jeździmy. I dopisek przemiłej pani Bardzo pilne!. I dziś sms, po 36 godzinach - naprawione! Aż się wierzyć nie chce. Pani chyba myślała, że ja święta tym mikserem zawojować chcę...

Miejcie się dobrze!

niedziela, 1 grudnia 2013

oczekiwanie.

I znów.
Oczekiwanie.
Na Najwspanialszego.
Plany zerwania się o świcie.
Stół w kuchni zawalony kartkami, kredkami - pasja tworzenia. Dla fanu, na zaliczenie i na kolejny rok. Ot, artystą trzeba było zostać a nie inżynierem.
Kalendarz przestarzały przerabiany na aktualny, faza niesamowita, będę się wspaniale bawić przez kolejny rok. A będzie on nowością. Tak mniej więcej od lipca. Oby.
Kolacja niezaczęta. Niechęć do jutra, do ciemnych wieczorów, do niedzwoniącego telefonu. I takie tam. Smuty?
Znów nie ma miejsca na zawahanie, na wątpliwość, znów trzeba być pewnym tego co się robi.
Albo charakter i wyraz i dobre się sprzedawanie, albo nuda. A może znów się pomyliłam?

niedziela, 24 listopada 2013

naiwność a uczciwość.

Stanęłam ostatnio przed mocnym dylematem moralnym.
Bo robiłam coś uczciwie, ale mi nie wyszło. A większość społeczeństwa studenckiego robiła nieuczciwie ale bezbłędnie. I wyszło na to, że moja (nasza) uczciwość była naiwnością.
Dawnośmy się tak nie wściekły, oj dawno.
Ale cóż. Studiuję dla siebie. Prawda? Chcę się czegoś nauczyć. Nawet jeśli nie wychodzi, to lepiej zrobić samemu, oder? Czy może jednak lepiej nieuczciwie zarobić punkty i dostać szybko zaliczenie? Oj, nie wiem sama...

Miałam w ten weekend 48 godzin wolnego od telefonu i komputera. Ot przypadkowo. 48 godzin w domu rodzinnym. Chorowania. Nie zrobiłam nic z tego co miałam. A miał być weekend pracowity. Od jutra muszę pocisnąć. Ale spróbuję tak powoli i na spokojnie. Jednak. Wciąż nie jestem w pełni sił.
Już niebawem święta. I wolne. I spokój będzie.

A tymczasem deszcz za oknem. Myśli o naiwności i uczciwości. O różnych ludziach i relacjach. Jakoś to będzie.

poniedziałek, 11 listopada 2013

omodlanie i narzekanie.

Temat tego posta chodził mi dosyć dawno po głowie. Mniej więcej październikową porą.
Ale postanowiłam się przygotować. Spytać wujka google -  twierdzi, że pisze się "omodlenie" a nie "omodlanie". Pomyśleć chwilę nad tym i porozmawiać z kilkoma osobami.
Bo październik miesiącem różańcowym jest tradycyjnie. Więc się tak chodzi z tym różańcem. W te i wewte, przez Błonia i w autobusie. I w tramwaju też.
A ktoś mi kiedyś opowiadał o omadlaniu. Że na przykład w szkole na przerwie panie nauczycielki w trakcie dyżuru omadlały szkołę. Chodząc w te i we wte korytarzem. I razem mówiąc różaniec.
Że jakaś grupa omadlała dzielnicę w której źle było. I tak dalej.
A jak się przeszukuje Internet z całym jego bogactwem, można znaleźć informacje o omadlaniu ostatniego konlawe i adoptowaniu kardynała do omadlania. Super sprawa!
Więc oprócz biegania z różańcem (ja niestety ciągle jeszcze nie trawię mówienia go w jednym punkcie), można by coś omadlać konkretnego. Albo miejsce, które tego potrzebuje, a w którym modlić się będzie, albo kogoś konkretnego kto potrzebuję.

I tak mi to przyszło do naszego ostatniego narzekania. Bo my tak łazimy i mówimy kto co by mógł zrobić, kto się na co powinien już decydować. A my co? Czy sami jesteśmy lepsi? Czy jesteśmy konkretni i zdecydowani?
Więc może nie narzekajmy na innych, zastanówmy się nad samymi sobą, a za nich się módlmy. Proste? Wydaje się, że tak. Zobaczymy.

I jeszcze, że trafiłam ostatnio tu. I jestem przeszczęśliwa! :)

niedziela, 3 listopada 2013

niedziela, rzecz święta

Tak się wydaje. Niedziela. Nie pracuję. Nie robię. Banał.
Ale w rzeczywistości wcale nie jest to takie proste.
Czasami nie jest prosto pracować w niedzielę.
Aż się serce kraje.
Bo niedziela liturgiczna jest straaaasznie długaaaa. 
Zaczyna się w sobotę po zmroku. I trwa i trwa... aż do poniedziałku.
Czasami naginam tą niedzielę. Skoro zaczęła się w sobotę, to kończę ją z niedzielnym mrokiem.
Takie uroki pracy w domu.
Takie uroki pracoholizmu.
Takie uroki nieumiejętności oddzielenia pracy od przyjemności.
Takie uroki pracy, którą się lubi.
Nie da się o niej nie myśleć. A jak już się myśli, to tak jakby się pracowało. Lepiej zapisać, dorysować, zamodelować.
No, cóż. Czasem ciężko wyłączyć mózg na niedzielę.

poniedziałek, 28 października 2013

wyślij sobie maila.

Wysyłacie sobie czasem maila?
Z czymś do wydrukowania. Z linkiem do obejrzenia - na nielimitowanym transferze. Z artykułem do przeczytania w wolnej chwili. Z ładną piosenką. Z zadaniem do wykonania.

Ostatnio czas ucieka mi między palcami. Nie pomaga kalendarz googlowski, zapiski na brzegach notatek wykładowych, rachunkach, lkopertach. Mam zaległe listy, uczenie się, projekty, referaty, słówka, spotkania, spacery, myślenie o magisterce, spowiedź i nawadnianie organizmu. Mam zaczęte co najmniej trzy posty i żaden nie ujrzał światła dziennego.
Co mam na swoim miejscu i w odpowiedniej ilości? Wycieczki, basen, czytanie, modlitwę i ćwiczenia poranne.
A za dużo mam niezdrowego jedzenia, słodyczy, kawy, siedzenia przy Internecie, narzekania i olewania tego co ważne.
Boli mnie cały człowiek.
Chciałam dziś zacząć od nowa, ale nie wyszło. Jem budyń ekspresowy i myślę, że znów się mi nie udało.
Jutro już wtorek, czas się ogarnąć.
Może od listopada jakoś uda się poskładać pomimo czasu biegnącego na łeb, na szyję?
Napiszę sobie maila na jutro. Z postanowieniami co zmieniam. I będzie znów w okolicach właściwego miejsca.

wtorek, 15 października 2013

dyspozycyjność

Mam takie niemiłe ostatnio wrażenie. Że dzisiejszy świat wymaga od nas pełnej dyspozycyjności. Non stop. 24 godziny na dobę. 7 dni w tygodniu.
Jeżeli nie odpiszesz mi na maila w ciągu godziny, to straszna kicha.
Jeżeli mi nie odpiszesz na sms-a, którego wysłałam Ci w środku nocy, to jesteś kompletnym ignorantem.
Nie mówiąc o odbieraniu telefonów. Wszędzie. O każdej godzinie. Jak to, nie mogłaś odebrać?!?

I zupełnie nie wiem, z czego to wynika.
Czy zaczęło się od tego, że się uzależniliśmy i wymagamy od innych, żeby byli stale pod mailem i telefonem? Bo my mamy włączonego maila stale, w tle. Albo sprawdzamy go milion razy dziennie. I spoglądamy co chwila na telefon. Nie, nie, ja nie patrzę czy dostałam sms-a, ja sprawdzam godzinę.
A może to inni zaczęli od nas tego wymagać i stąd się wzięło nasze uzależnienie?
I fejs stale włączony. A może coś ciekawego się pojawi?

Smażę dziś powidła. To znaczy przypalam garnki.
Fejsa sprawdzam konkretnie. Teraz te piętnaście minut, a nie cały dzień w wersji tło. Na maile odpisuję kiedy odpisuję. Czasem szybko, a czasem wolno. Zależy jak ważne i co trzeba opisać. Nie przepraszam, że tyle to trwało. Nie tłumaczę się też z nieodpisanych sms-ów. Wyciszam telefon jak idę spać. Choć czasem niewyciszanie telefonu ratuje życie np. jak się wraca w nocy z imprezy i zapomni kluczy... :)

Popatrzcie na Waszą dostępność. Czy nie ogranicza Waszej wolności? To trudne do rozgraniczenia. Ale warto sobie poukładać takie sprawy.
Tak jak niepracowanie w niedzielę. Ale o tym innym razem.

wtorek, 8 października 2013

nim pochłonie mnie mrok

Mam czasem wrażenie, że co by się nie wydarzyło, będzie źle.
Nie, że u mnie. Tak ogólnie. Żeby nie powiedzieć: globalnie.
I chciałabym żeby u Was się wszystko poukładało. W jedną albo drugą stronę. Byle coś się zmieniło.
Choć wcale nie mam wrażenia, że wtedy będzie lepiej.
I mówię wtedy Panu Bogu:
Jeśli się nie wydarzy coś spektakularnego, pochłonie mnie mrok.
I próbuję dalej brnąć.
Czasem trochę pokrzyczę. To pomaga.
Bo mam wrażenie, że musi się coś stać żeby było znów dobrze. Żeby utrzymać się na powierzchni.
A mrok idzie i prawie depcze po piętach.
Trzymajcie się dzielnie. Wytrwale. I krzyczcie do Niego.
A ja dołożę do tego modlitwę. I może coś z tego wyjdzie.

poniedziałek, 30 września 2013

rocznica.

Dziś świętuję.
A, takie tam moje.
Rok w tym mieszkaniu. Znów zaczerwieni się winorośl na murze.
Znów walczę z piekarnikiem. Mam siłę i wiarę, że dziś się uda! Więc będzie świąteczne ciasto.
Chodzą mi po głowie dwa utwory, które towarzyszyły mi przy przeprowadzce i nowym życiu.
Kran kapie jak kapał.
Ale jest jakoś tak. Doroślej.
I dobrze, że to już tyle. Dobrze, że tu. Dobrze, że tak a nie inaczej.

wtorek, 17 września 2013

powrót do korzeni.

Nie wiem jak to się dzieje, że przy takiej deszczowej pogodzie 89% naszego ziemskiego globu dostaje deprechy i objawów chronicznej samotności w tłumie ludzi.
I wydaje się człowiekowi, że wszyscy wokół niego są tu postawieni na moment, na chwilę, że zaraz się zmieni otoczenie, środowisko życia i człowiek zostanie sam. I wszystkie najczarniejsze myśli. Tylko dlatego, że słońce schowało się za chmurą!
Ale, ale. Jest jeszcze Rodzina. Ona będzie. Raczej dłużej. I nie zniknie ze zmianą otoczenia. A nawet jeśli wizualnie tak, to zawsze gdzieś będzie.
Poza tym. Jest Internet. I telefon.
Nie należy czekać na znaki życia. Dobrze się samemu pierwszemu odezwać.

I tym samym dochodzę do tego, co mnie ostatnio spotkało.
Pojechałam na zjazd rodzinny. Choć nie do końca mojej rodziny. Ale jakiegoś tam dalekiego odgałęzienia.
Zostałam przyjęta mile. Rodzinnie. Swojsko. Poczułam się zaakceptowana. I tak, czuję, że do nich należę. I to bardzo!
Ale przez to się pogubiłam.
Więc kim jestem? Od kogo pochodzę "bardziej"? I do kogo powinnam być bardziej przywiązana?
Zyskałam w ten weekend sporo nowej rodziny. Ale też zrozumiałam jak bardzo są dla mnie ważni ci najbliżsi. I dojrzałam do noszenia zdjęć w portfelu :)

Ale jeszcze sporo, sporo będę sobie układać w głowie różne rzeczy i trudne myśli.

środa, 11 września 2013

Warszawo, pozwól się kochać....

Zrobiłam sobie wakacje. Wreszcie.
I mimo tego, że jechałam podpięta do komputera i Internetu (tak, pracująca), to było cudnie.

Najpierw odwiedziłam stolicę.
I chodził mi po głowie pan śpiewający o Warszawce. Powłóczyłam się po mieście. 
Pooglądałam, co trzeba. 
Zadziwiłam się lekkością obyczajów. Pomieszkiwałam w mieszkaniu studencko - męskim. U znajomego A., z którą pojechałam.
Ciekawe doświadczenie sprzątania cudzego biurka, żeby popracować przez moment w pozycji nie pociągowej.

A potem wywiało mnie do mojego ukochanego Gdańska.
I było tam jeszcze cudowniej. Nie jesiennie na co byłyśmy całkowicie przygotowane, a całkiem wakacyjnie.
I spotkania z tymi, co dawno ich nie widziałam. Z gdańszczanką i krakowiakiem. Krótkie chwile na plaży. I kąpiel w morzu ciągle nagrzanym po lecie.


W pociągu się mile pracowało. I niesamowitych ludzi spotkałyśmy w tej naszej trzynastogodzinnej podróży z biletem elektronicznym na Kindlu. Nie myślałam, że można się tak otworzyć na obcych ludzi. 
Pan był wielce sympatyczny. Wracał z delegacji. Dużo mówił. Ale tak nas wszystkich zaprzyjaźnił ze sobą! I nawet udało mu się w końcu zasnąć. Bardzo go polubiłam.
I graliśmy w Eurobiznes w przedziale! Wszyscy! 




Jestem bardzo bardzo zadowolona z tego, co mi się wydarzyło ostatnio. Dużo szczęścia z tego winikło.


A tymczasem jesień. I pracy trochę. I zaraz studia. I różne decyzje. I śluby jeszcze dwa. I wesele.
Oj, leci ten czas, leci.

środa, 28 sierpnia 2013

co się dzieje z tym światem?

Wkurzyłam się ostatnio. Ale tak totalnie. Żeby nie rzec, że wpieniłam. Byłam gotowa tam kogoś pobić.
I ktoś by rzekł, że u mnie to w ostatnim miesiącu norma. Ale nie, tym razem było to całkiem całkiem serio i zupełnie niezależne od otaczających mnie ludzi.
Mianowicie robiłam zakupy. Ot w galerii, takie patrzenie na to, na co mnie nie stać. Przymierzanie tego, co i tak nie wyląduje u mnie w szafie.
I w pewnym momencie trafiłam do stojaka z biżuterią w sieciówce, której nazwy nie będę wymieniać.
I moje oko przykuły... różańce. Stanęłam jak w ryta, że jak to? Tak po prostu? Różaniec? W sklepie z ciuchami?!? Moje oburzenie było wielkie. Wyszłam, żeby nie powiedzieć, trzasnęłam drzwiami.
Bo ja się nie zgadzam. Żeby sprzedawać różańce jako biżuterię. Żeby laski biegały z krzyżykami, które dla nich nic nie znaczą. A przecież to Znak Znaków. I modlitwa różańcowa - najlepsza, najskuteczniejsza! I to przez Mateczkę!
Oj, zestarzałam się, bo wreszcie zaczynam rozumieć pobożność maryjną. :)

Wróciłam potem do tego sklepu raz jeszcze. Liczyć koraliki.
Żadna opcja nie miała struktury różańca. Ten który najbardziej mnie oburzył miał po 9 koralików. Nikogo nie zaskarżę. Nikomu nie zrobię awantury.
Czy to było obrażanie uczuć religijnych?
Nie wiem.
Wiem, że ruszyło myślenie i stawanie po jednej stronie. Tej właściwej.
A może to czas, żeby ruszyć z akcją "omodlania" galerii handlowych w okolicy?
(jak nie wiecie nic o "omodlaniu", to napiszę o tym kiedyś)

środa, 14 sierpnia 2013

bez oczekiwań i wyobrażeń

Poszło, przeszło, kto doszedł, ten doszedł, dzieciaki z Rodzinnej fantastyczne.
Nie mogę odespać. Odpocząć.
Włączam kompa tylko dla kontroli, czy nikt niczego naprawdę nie potrzebuje. Odsuwam wszystkie spotkania, porządki i posumowania jak najdalej.
Dam sobie tydzień jeszcze. A potem wracam. Do siebie. Do normy. Do formy.
Muszę dużo rzeczy poukładać, zostawić po sobie porządek, przygotować się na jeszcze jeden rok intensywnej pracy umysłowej. A potem?
Zobaczymy. Ufam, że będzie co ma być.

czwartek, 25 lipca 2013

awaria systemu i przymusowy urlop

Dzisiejsza awaria systemu wymusiła przymusowy urlop.
Zaowocowała w kilka spraw załatwionych wcześniej i na spokojnie.
W porzeczki i maliny zbierane wieczorową porą.
Siano grabione przy dźwiękach świerszczy.
Cichą nadzieję, że jednak systemu do jutra nie naprawią.
To przykre tak nie lubić tego co się robi. Ale już dobrze, jeszcze tylko jutro i koniec.
Nigdy więcej. Nie dam się. Będę robić tylko to, do czego naprawdę jestem przekonana.

I tak bym już chciała, żeby była połowa sierpnia...

środa, 17 lipca 2013

uporczywość nienadciągającego weekendu i podsłuchane rozmowy

Rozmowa numer jeden.
Jakie życie jest piękneeeeeeee!
Wykrzyczane na środku mostu, z rozwianym włosem i promienną twarzyczką.
Lat około cztery.
I co? Czy nie jest piękne?
Świeciło słońce po deszczowym poranku.  Chwilowo nie było.
Ale pewnie gdybym miała tyle lat, pewnie też byłoby.

Rozmowa numer dwa.
Bo ja wierzę w przeznaczenie.
Powiedziane zdecydowanie i z ewidentnym życiowym doświadczeniem.
Nie wiem czy przeznaczenie jest, czy nie, może za kilkanaście (albo kilkadziesiąt) lat dojdę do jakichś wniosków, ale wątpię. Pan Bóg czuwa. I tyle.

Czekam na weekend. Chyba od końca poprzedniego.
Jeszcze tydzień. Daj Panie Boże zacisnąć zęby i przetrwać. Byle do przodu. 
Przecież nie jest źle, tylko nieidealnie.
Plus szukanie sukienki i chodzenie na szpilkach. Coby się przyzwyczaić.
Powiedziałabym, mało wakacyjnie.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Uff, wakacje.

Moje wakacje, krótkie acz intensywne.
Ruszyłam z rowerem. Sama. Bez aparatu. Niestety. Wyjechałam daleko, wysoko i dokładnie jak chciałam. Zmachałam się niezmiernie. I dobrze mi było.
Wieczory na huśtawce na tarasie i świerszcze za oknem. Pomieszanie - jaki to dzień? Która godzina? A miesiąc?

A w mieście gorąc.
Wracam do czytania dawno zapomnianych blogów, nadrabiam różne zaległości: i w filmach i w książkach. I śnią mi się po nocy wzory. Na szczęście już zdane. I śni mi się pielgrzymka. Za miesiąc już będzie się kończyć.


Trzy sensy po ostatnich rozmowach.
1. Pan Bóg. Bo z nim wszystko ma sens. A ja wiem, komu zaufałem, wiem komu uwierzyłem! Bez niego po co się tak tu męczyć?
2. Ludzie. Wspaniali. Czasem niezauważalni. I tyle dobra od nich! I tyle wsparcia! Czasem nieświadomego.
3. Ja. Jako jednostka starzejąca się i indywidualna. Czasem dobrze na siebie popatrzeć z innej strony, a czasem lepiej od środka. Czas najwyższy na przyjaźń ze sobą, nad tym też czasem trzeba popracować.

Jeżeli macie wakacje, miejcie je piękne. Jeżeli pracujecie, znajdźcie jakąś odskocznię. Chociaż na weekend.

środa, 26 czerwca 2013

gdzie ten maj?

Ocknęłam się dziś, że już czerwiec się kończy. A gdzie mi maj uciekł?
Nie wiem. Gdzieś między palcami. Zupełnie zniknął.

Za oknem plucha, a na mieszkaniu powoli wprowadzane zmiany personalizacyjne. Trochę smutków, bo jednak, tyle godzin spędzonych obok siebie... A z drugiej strony, zmiany trochę wyczekiwane. Jak się szybko zapomina co złe, trudne i ciężkie.
Zmiany meblo-stacyjne w planach. Tak jak mycie okien od dawna zapomniane.
Rzodkiewka i sałata na balkonie - eksperymentalnie  w doniczkach. A nuż będzie za kilka tygodni na śniadanie.
Codzienne przeglądanie ofert pracy. Biegłość w pisaniu CV i listów motywacyjnych.
Analityczna. Akustyka. Do przodu. I to jak! Elegancko. Najlepiej jak się dało! Aż nie do uwierzenia! Nie marzyłam aż tak wysoko!
Jeszcze się trochę pouczę, pozdaję i pojadę na weekend do domu.

Tymczasem polecam bloga nowego. A może starego. A tam niebawem historia z M., która ma niesamowite serce i przyszła mi zrobić kolację jak się uczyłam do analitycznej. Brak słów do dziękowania.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

wspólnie.

Siedziałam przy tym konfesjonale, przy którym siadam jak idę do św. Kaśki na pogaduchy. Ot, czasem siedzę po jej stronie, a czasem po tej drugiej. Nigdy nie wiadomo.
I nagle przyszła J., bez żadnego umawiania. I siadła zaraz obok. A chwilę później dosiadła się do nas M.! Nie widziałam jej wieki, gdzieś w przelocie chyba. Moment później szedł A. i jak nas zobaczył, to się dosiadł.
I tak, choć szłam sama, to modliłam się wspólnie.
I znów sobie myślę, że dobrze, że Was mam. Nawet jak dużo na głowie, sprawy zawodowe i rozwój naukowy i upał. Gdzieś tam jesteście i idziecie w tym samym kierunku co ja. Uff, jest jakiś sens :)

środa, 12 czerwca 2013

wielkie problemy. duże nadzieje.

Z racji tego że chaos zaplanowany jest co najmniej do końca czerwca, dziś krótko i treściwie.
Kilka haseł ostatnich dni.

1)  Szczęście leży w nas samych, szukać go nie trzeba. My sami z piekła niebo i z nieba piekło robim. Powtarzane na wszystkie strony przy każdej okazji. Przy babcinym łóżku. Jej uśmiech dający siłę na kilka dni. Niektórzy, to potrafią być szczęśliwi! A my, dzisiejsza młodzież? Zrzędy.

2) Kiedyś mieliśmy wielkie problemy. Teraz mamy duże nadzieje. Poglądy się zmieniają. Czas nastoletni czasem najtrudniejszym. Czy problemy znikają? Czy po prostu lepiej przyjmujemy to, co nas spotyka?

3) Panie Boże, daj mi cierpliwość, żebym nie zgubiła tego co znalazłam. Czasem nie wiemy, czy to to. I szukamy i niecierpliwimy się. A może każdy krok niecierpliwej pogoni nas oddala od siebie?

Patrzę na Was wszystkich i cieszę się, że tyle dobra wokół. Że tyle szczęścia i miłości. Dobrze, że jesteście. Kim bym ładowała akumulatory?

Na dobranoc, ksiądz Twardowski (wiem, że było, ale istotne) 

wiersz z banałem w środku

nie bój się chodzenie po morzu
nieudanego życia
wszystkiego najlepszego
dokładnej sumy niedokładnych danych
miłości nie dla ciebie
czekania na nikogo

przytul w ten czas nieludzki
swe ucho do poduszki

bo to co nas spotyka
przychodzi spoza nas


środa, 29 maja 2013

po trosze o czasie. i cierpliwości (4).

Cierpliwości nam trzeba.
Nie wiem komu bardziej.
Czy tym, co im czas ucieka między placami, czy tym, co im się dłuży.
A może to choroba globalna? nie-cierp-liwość.
Do czego ta -liwość się odności? Może do częstotliwości? Że jedni cierpią gęściej, częściej, na wyższym poziomie, a drudzy rzadziej na niższym? Co za tym idzie ci co z większą częstotliwością przez dłuższy czas, a ci co z niższą przez krótszy? Tak jak odnosić okres do częstotliwości?
Wikisłownik na pierwszym miejscu jako cierpliwość określa zdolność spokojnego, długotrwałego znoszenia rzeczy przykrych. Oj, niedobrze. Ale niecierpliwy już na pierwszym miejscu to "taki, który nie umie długo czekać lub znosić czegoś(...)".
Ależ! Do niczego nas to nie prowadzi. Tak, czy siak, nad cierpliwością trzeba pracować. Czasem całe życie.
A do tego ten czas. Z którym jest tak jakoś... śmiesznie.
Raz pędzi na łeb, na szyję.
A raz staje w miejscu.
Co lepsze, dla każdego jest inny. Kilka miesięcy nie porównywalne - moje i twoje.
Ja chcę szybciej, a ktoś wolniej. A niby to ta sama godzina, ten sam miesiąc. Ten sam rok. Nie, że mój przestępny, a twój zwykły, nie.
I czas na decyzje, ten najtrudniejszy, chyba zawsze jest zły.
Więc nie wiem która (nie) cierpliwość gorsza i które poczucie czasu. Pewnie człowiek ma to do siebie, że wszystko musi wypróbować. 

sobota, 25 maja 2013

nie ma opcji "wyłącz mózg"!

No nie ma.
I ile Polaków dziś męczy się, przewraca z boku na bok, nie może się skupić w pracy, bo nikt nie pomyślał żeby nam udostępnić opcję "wyłącz mózg"? A ile ludzi na świecie? Czy więcej w Europie czy Ameryce? Zapewne mniej mężczyzn niż kobiet ma taki problem.
Ale. Jednak. Istnieje taki problem.
I widzę to u siebie, i nie tylko. Że męczą mnie myśli, decyzje, wątpliwości. A nawet jak się im da jakiś termin, że na przykład to jest do rozwiązania pierwszym tygodniem czerwca, to nic z tego. Mój mózg sobie robi co mu się podoba i analizuje już. Teraz. Natychmiast.

Po piątkowej depresji widzianej u wszystkich, w różnych odmianach i o różnych natężeniach dziś sobota - nie - robota. Niebawem trzeba będzie wziąć się do roboty, warto nabrać sił. Odpocznijcie choć trochę i Wy.

środa, 15 maja 2013

zimna Zośka - the day off

Tak się złożyło, że wypadł mi 'the day off' zupełnie niespodziewanie w zimną zośkę.
Z rana przeczytałam, że od jutra, po zimnej zośce, nadejdzie fala upałów, a potem jakoś tak wyszło, że się okazało, że mam wolne.
Tak czasem bywa, że nieplanowane wolne jest lepsze niż to długo oczekiwane.
Bo nagle się ma czas na uporządkowanie rozsypanych atomów, myśli, uczuć. Zrobienie zaległych zakupów, porządków w komputerze. Na poczytanie książki, porobienie zdjęć i spacer z samym sobą.

Bzu kwitnącego nie przegapiłam, co lepsze w województwie śląskim pięknie on kwitnie na wsiach. A przynajmniej kwitł w poniedziałek. I nie wiem czy bardziej podoba mi się ten biały, czy fioletowy... :)

Jestem niezmiernie wdzięczna, za ten niespodziewany wolny dzień. Wszystko we właściwym czasie, na właściwym miejscu.

niedziela, 5 maja 2013

nijak.

Czasami każdy z nas się ma tak. Nijak.
Nie, że źle. Ani że jakoś wybitnie dobrze.
Może w zawieszeniu gdzieś pomiędzy tym? Złym a dobrym? A może przemęczeniu po kwietniu?

Bez zbiera się do kwitnienia. Wreszcie. Brakuje mi go za oknem, oj brakuje. To pierwszy konkretny brak. Czy przyczyna nijakości? Chyba nie.

Dwa. Czytam blogi i płaczę. Ot, tak, nie wiadomo czemu. Bo dawno nie byłam gdzieś daleko? Bo tęsknię za tym co dawne i znane? Bo postanowiłam w tym miesiącu się nie wzruszać i być bez serca? Nie wiem. Znów nijakość się zakrada.

Trzy. Poddałam się w walce z moim gazowym piekarnikiem, nadrabiam to w różnych miejscach, skutkiem czego nie mam swojego miejsca i swojej kuchni. A może mam, tylko nie widzę. A, że maj jakiś sentymentalny, wspomnieniowy i jak tu być obiektywnym? Konkretnym? Zdecydowanym?

I Decyzje.
Bywają takie decyzje, które ciągną się za człowiekiem i ciągną. Są zależne od różnych rzeczy i nie da się ich podjąć, da się je tylko przełożyć, co wcale nie upraszcza, a jeszcze bardziej utrudnia.
Aż chce się krzyczeć. I nie da się nic na to poradzić. I kręci się w koło w tych samych myślach i brodzi się w nich po kostki, po kolana. Byleby nie upaść, bo będzie już niezłe bagno.

Życzę Wam dobrego maja. Miejcie się dobrze i szczęśliwie. Zależy to wszak od punktu patrzenia/siedzenia.

czwartek, 18 kwietnia 2013

są rzeczy ważne i pilne

Są rzeczy ważne i pilne.
Rano pachniało bukszpanem, wiosennie.
Wieczorem już zapach nocy letniej pełznął ukradkiem i brakowało tylko świerszczy, mgły i rzeki.
Marzą mi się kajaki. Tak dla odmiany.
Podręcznik otwarty, model zaczęty, sił i czasu mało.
Byle do maja.
I czekam na bez. Pewnie znów przegapię jak będzie kwitł i pachniał. Zwłaszcza, że podwórko inne.
Są rzeczy ważne i pilne.
I po zastanawiać się co by było, gdyby...? I po co jęczeć, że jest jak jest?
Jest, jak ma być, to znaczy: dobrze. A że ciężko? To inna historia.

środa, 10 kwietnia 2013

let's have dinner

Na swoje potrzeby pewnego dnia zaczęłam naużywać tego sformuowania. Pochłonął mnie serial, obejrzałam ten odcinek trzy razy i wiem dokładnie w jaki sposób i dlaczego pada tam to zdanie. I zupełnie ją rozumiem.

Let's have dinner.

Zdaje mi się, że człowiek boi się odkrywać ze swoimi uczuciami. Że woli je skryć, bo jak się określi, to może zostać zraniony. Bo może ta jego słabość (?) zostać wykorzystana przeciw niemu.
A dzisiejszy świat tak ma, że jest nierealny. Że można się schować za sms-em, mailem czy czymś tam innym i potem udawać, że to wcale nie było z uczuciem, że to przecież takie zwykłe zdania. Jasne, jasne.
A w końcu człowiek sam się zgubi czego chce, jak do tego dążył i nie będzie rozumiał słów swoich napisanych do reszty ludzkości.

Ploty.
I jeszcze po ostatnim spotkaniu z dziewczynami doszły mnie okropne słuchy, że teraz się wszystko zmieniło, że mężczyźni są nieśmiali i niezaradni, i że kobiety same muszą się brać do roboty. Może niebawem będziemy same się oświadczać, co? Tylko komu? Skoro nasze starania uderzają w pustkę i jedyne co, to możemy udawać, że jesteśmy normalne, że takie sms-y (maile) piszemy wszystkim wokół, że uśmiechamy się do wszystkich i mamy zajętą głowę karierą zawodową/naukową?

środa, 3 kwietnia 2013

są rzeczy.

takie.
za którymi się nie tęskni.
po których się nie płacze.
za którymi się nie wzdycha.
na które nic się nie poradzi.

i tak.
zima wciąż nas męczy(?).
łabędzie zagubione.
słuch absolutny tylko(?) u mężczyzn.
jutro czwartek. i trzynaście godzin na uczelni.

ile macie wokół siebie rzeczy, na które nie możecie nic poradzić? dwie? trzy?
a może wiosna już przyszła i zadomowiła się w waszych sercach?

i ludzie.
za nimi zawsze się tęskni. ale czasem, wbrew pozorom da się coś z tym zrobić.

jeżeli też zdaje się Wam, że nie dotrwacie do wiosny, to jestem z Wami :)

Panie Boże, daj mi chęci muzyczne gdy w pobliżu pianino, a nie gdy daleko i nosi i śpiewanie nie pomaga, bo palce tęsknią...

wtorek, 26 marca 2013

jak nie odbić się od drzwi dziekanatu?

Stawiam sobie to pytanie wciąż i wciąż. Po raz pierwszy (i mam nadzieję, że ostatni) poruszę tę tak osobistą kwestię. Bo wstrząsnęło to mną dziś niezmiernie.
Ten. Dziekanat. Tak zwany. Że niby dziekan zarządził, że będzie zamknięty, bo skreślają studentów z list. A czy tenże zadecydował, że żyjemy w średniowieczu i nie umieszczamy o tym informacji na stronie www?
I zamykamy na klucz się (czyżby kawy nie dało się pić przy drzwiach otwartych? nie mówiąc o skreślaniu z list?). A, skreślcie mnie. A, co. Jeżeli tak utrudniacie donoszenie dokumentów, to mnie skreślcie. A, będę sobie co tydzień przychodzić i odbijać się od drzwi, a będę chodzić do kierownika dziekanatu i zrzędzić. Wszak mam prawo do lepszego traktowania. Ale, nie, nie cackajcie się ze mną. Jeżeli tak pilnie coś załatwiam, to jestem na pierwszym roku, nie ma po co mi ułatwiać życia. Po co? Zero litości dla przyszłości świata, żadnych ulg dla inżyniera.

Marzy mi się praca 8 godzin dziennie i popołudnia z Kindlem.

I ten Wielki Tydzień zaczynam cytując za M. Jestem tu trzeci tydzień z rzędu i nie będę więcej przychodzić, trudno, że jest zamknięte, proszę mi ten papier wystawić.
Jesteśmy teraz w Wielkim Tygodniu, nie odkładajmy tego na kiedyś indziej, przeżyjmy go jak najlepiej. Razem z absurdami życia codziennego, szkolnego, uczelnianego, pracowitego. Nieśmy nasze małe krzyże i dziękujmy Mu za Jego Miłość, która jest ciężka do zrozumienia i ogarnięcia, a która przez Śmierć i Zmartwychwstanie daje nam Nadzieję na Niebo.

Miejcie dobry Wielki Tydzień, przeżyjcie dobrze te Święta!

piątek, 15 marca 2013

drugie życie zimy

Przyszła i wcale mnie nie zdziwiła.
Zamroziła wszystko. Począwszy od emocji, uczuć i bóli a kończąc na wyczuciu czasu i zmęczeniu.
Ten śnieg, to taka pierzynka na szarość przedwczesnej wiosny, na pączki nierozwinięte i krokusy pod uczelnią. Niech śpią, jeszcze nie czas. A na co już czas?
Na dospanie. Trzeba by przedłużyć dobę do 36 godzin, a i tak by to na nic się nie zdało. Niewyspanie lubi atakować, gdy robi się wszystko na raz, gdy plan zajęć kosmicznie rozłożony, gdy projekt zaczęty i sprawozdanie nie skończone. I praca do domu noszona - niedobrze. Najlepiej w domu pracuje się w nocy. Ewentualnie nad rankiem przed wyjściem z łóżka i pierwszą kawą.
Usłyszałam wczoraj słowa nie mam życia i jakoś tak to do mnie przylgnęło.
Niebawem będzie wiosna, spodnie zastąpi się spódnicą i biegać się będzie z gołymi nogami. I rower wejdzie w użycie. Będzie wszystko bliżej, szybciej i mocniej. Nie pomoże to na niedospanie i mnogość roboty, ale wniesie jakąś radość do serca i może trochę roztopi to, co ostatnio pozamarzało.

środa, 6 marca 2013

student potrafi.

Student potrafi przemieszczać się w czasie zerowym (nierzeczywistym) pomiędzy budynkami.
Student potrafi jeść i pić nie otwierając ust, bo przecież może mieć wykłady non-stop od świtu do nocy (bez pomocy kroplówki).
Student potrafi chodzić na zajęcia, praktyki i dorabiać sobie aby się utrzymać. Oczywiście robi to od nocy do świtu, bo innego terminu nie ma.
Student potrafi ugotować kolację (bo późnym obiadem tego nazwać nie można) w dwadzieścia minut, bo po dłuższym czasie stania nad patelnią usypia.

Jestem studentem. Potrafię wszystko.

A, tak naprawdę, to nikt nie kazał mi tego wszystkiego robić na raz. I wykłady są nieobowiązkowe. Po cóż być nad-ambitnym? Po cóż się pchać w karierę? Może lepiej zakuwać i chodzić do W. na kawę przez resztę życia naukowego? Kto wie... Jedno jest pewne. Konkurencja ruszyła. Nie było startu, lecz zawody otwarte. Czas zabrać się do roboty!
Podziękowania dla K. za metodę zdobywania doświadczenia zawodowego. :)

piątek, 1 marca 2013

do jutra do zaraz.

Nie wiem jak to się dzieje, ale człowiekowi zawsze źle.
W zimie za mroźno, w lecie za ciepło.
Nowy wydział zły. A czy na starym było dobrze? Czy nie mówiło się, że na tym drugim jest lepiej?
I czemu mieszkam po tej stronie Wisły? Wcale nie lepiej. Ale gorzej też nie.
I człowiek się tak miota. Rzuca się, rzuca. To tu to tam.
I liczy. Ile godzin do jutra. Ile do wakacji. Ile do pierwszego.

Czekam na słońce. Na chodzenie z gołymi nogami. Ot, tak jakoś mi tego ostatnio potrzeba.

niedziela, 24 lutego 2013

trwałość

Myśleliście co by się stało, gdyby nie było prądu?
W roku poprzednim zdarzało się nam o tym rozmawiać. Wyobrażałyśmy sobie życie bez światła, bez telefonu i bez komputera. A przecież jak była wojna, nie mieli komórek. Nie prowadzili blogów bardzo długo. Nie wysyłali maili.
A teraz w obliczu broni amerykańskiej, tej elektromagnetycznej, miałyśmy kolejne przemyślenia. Bo jak oni na nas to naślą, to nic, że prądu nie będzie. To nic, że nie wyślę sms-a ani maila. To nic, że mój komputer będzie do wyrzucenia, telefon też, telewizor i pewnie radio. I nasze e-czytniki. I empetrójki. I inne gadżety.
Gorsze jest to, że zniszczone zostaną serwery. Tak, te na których mam wszystko co ważne. Wszystkie. I to, że ciągle sobie coś wysyłamy na maila, żeby nie zginęło, nie spełni swojego zadania. I wszystkie dokumenty na googlu pójdą się paść.
I tak sobie myślę. Że w sumie. Nie potrzebne to.

Trwałość czym jest na świecie trwałość?
Tym czym brzęczenie kastanietów.

Mam coś w Internecie, takie to nieprawdziwe. Ale nie ma po co tego drukować. Zbierać. Magazynować. Bo i tak mam tego wersje elektroniczne. Miliony maili, miłych i mniej, dokumentów ważnych, projektów, zapisków, nie wiadomo czego. Gigabajty muzyki i filmów.
Wbrew pozorom, w komputerze i Internecie też można mieć bałagan. Większy nawet niż na biurku i w szafie z ubraniami! Najgorzej się sprząta to, czego nie widać.

Czy w takim razie powinniśmy inwestować w papier? Instrumenty dęte i strunowe?
Nie wiem.
Myślę, że nie powinniśmy się do rzeczy martwych przywiązywać. I zbytnio nie przejmować się tym co nas może spotkać. Ważne jest tu i teraz. I jeszcze zmartwychwstanie :)

Mam ostatnio o jedno zmartwienie mniej. I z tej racji piekę dziś chleb. W moim starym piekarniku. Taki debiut. A potem będę próbować w tym nowym :)

wtorek, 19 lutego 2013

pamięć palca.

Nie wiem, czy znacie to uczucie. Że jakaś część Waszego ciała lepiej pamięta daną czynność niż mózg.
Stare zwoje nie pracują jak trzeba, a może zapomniały. A palce? Palce pamiętają. Mechanicznie. Jakby od zawsze grywały to samo. I potrafią pochwalić się melodiami sprzed trzech...sześciu, czasem więcej lat. A umysł ma problem. Odlicza sobie nutki linka po linijce, tak to gie! I choć trwa to moment, to czasem zabraknie ułamka sekundy i jednak nie będzie to brzmiało tak jakby się chciało.
I przypomniało mi się, jak chodziłam po Bergen i marzyłam zobaczyć przez jakieś okno fortepian, usiąść przy nim i pozwolić palcom grać. Bo już ciężko było wytrzymać tydzień bez ruchu. A teraz, po latach, wracam. Z rzadka. Ale za to z pamięcią palca. Niezmiernie cieszącą.
Mam nadzieję, że Wy też macie takie radości zapomnianych rzeczy, które kiedyś bywały oczywistością.

czwartek, 14 lutego 2013

ostatnim autobusem.

Na ostatni autobus wszyscy pędzą.
Biegną. Bo ten ostatni, to jest ostatni.
Wszyscy się na niego spieszą.
Bo może odjedzie wcześniej.
A może go nie będzie.

A potem ciemności i mnóstwo zakrętów. Pierwszy, górka, drugi, cmentarz z boku, był już trzeci? A wzgórze po lewo? Było? Pętla druga. To zaraz mur przez przednią szybę. Nic nie widać. A pan umundurowany wysiadł? Kiedy? A, na pierwszej pętli. A do tej ostatniej, prawdziwej to daleko? I chłopak ze słuchawkami poniedziałkowy. To chyba tu, wysiadamy.
Lampa miga, ale od śniegu jest jasno. Więc jakoś da się trafić.

Dobrze jest wrócić do domu. Nawet ostatnim autobusem.
Dobrze jest wiedzieć że to ten dom. Najwłaściwszy.

A na walentynki macie TO.

wtorek, 12 lutego 2013

w głuszy.

Miałam lecieć do świętej Kaśki. Ale jakoś wylądowałam na mojej samotni.
Biało. Zimno. Cicho.
Czasem zaszczeka pies.
Czasem autobus nie przyjedzie, a biegnąc na ten kolejny spotyka się pierwszą osobę w tym dniu, a to przecież godzina popołudniowa! Oh, sąsiedzie z dołu, czy Ty też myślisz o mnie to co ja o Tobie? Że taka alienacja prowadzi do całkowitej samotności. A może tylko uczy bycia z samym sobą?
Żeby nie było totalnej alienacji - mam Internet! Ciągnie powoli, ale jest. I widzę przepaść między moim światem, a miastem. Całym tym pośpiechem codziennym i zagubieniem a spokojem wsi.
Dobrze jest czasem przystanąć. Nabrać sił. A potem znowu wrócić do pracy. Jeżeli nie możecie teraz odpoczywać, to polecam Wam starego nudziarza, Charliego Winstona. Czy jest stary i czy nudzi - oceńcie sami. A może go już znacie, bo tym razem długo zwlekałam z podzieleniem się tym odkryciem.
Pozdrawiam Was serdecznie, bo tyle mogę stąd zrobić i idę korzystać ze śniegu.

wtorek, 5 lutego 2013

zimna wiosna?

Przeraziło mnie ostatnie Na gromnicznej lanie, szykuj chłopie sanie. Ale wróciła M., wpadła na mieszkanie zaaferowana wiosną. Że jak to? Że wiosna? Że już? W zimowej sesji? Kiedy ona egzaminy zdaje? Że przecież Podhale całe w śniegu, wydającym się być nieskończonym zjawiskiem. Więc, że raczej Na gromnicznej mróz, szykuj sanie wóz.

A mi się zdawało to być naturalnym. Że już wiosna. Że zaraz liście się będą zielenić, będzie można latać z gołymi nogami i nie będą marznąć ręce na rowerze. I te tulipany pod Krzyżem Św. Jadwigi w sobotę. Jakoś mi zrobiło się wiosennie.
Przypomniała mi się środa popielcowa z wykładem z Aktywnych, a może Strukturalnej... gdy A. w wiosennej sukience i gołymi nogami nas zadziwiła, a potem jakoś już naturalnie było ciepło i miło. Może powtórzymy ten trik? Aczkolwiek luty nie wydaje się być miesiącem przekupnym....

Czy u Was też wiosna już gości? Nie za oknem, lecz taka wewnętrzna?

niedziela, 27 stycznia 2013

dlaczego?

Dlaczego nie mamy w zwyczaju mówić o tym co nas cieszy? Dzielić się naszymi radościami? Za to lubimy się zwalać innym na głowę gdy nam źle a problemy same się nie chcą rozwiązać.

I tak widzę:
że biegacie do mnie na herbaty i inne cuda wianki gdy spotyka Was nieszczęśliwa miłość.
że wypłakujecie się w telefon.
że wysyłacie sms-y gdy on(a) na Was spojrzy. powie coś miłego. albo znów się nie odzywa.

a ja ciągle słucham.

a jak już spotykacie tego właściwego/właściwą to nastaje c i s z a.
i dopiero muszę Was przyłapać i dopytywać się.

No więc się pytam dlaczego nie możecie się pochwalić? Powiedzieć to już!
I nawet nie musicie dziękować, że kiedyś razem się na to jęczało, smuciło. Nie musicie odwzajemniać wysłuchiwaniem (kto jak kto, ale ja jestem od słuchania a nie od mówienia). Wystarczy, że dacie znać. I będę wiedzieć skąd ta cisza i po co i dlaczego. Bez żalu.
I jakoś tak mnie, mimo wszystko cieszy, że tracę Was na rzecz Waszych mężczyzn/kobiet. Drugich połówek.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Co tak szybko?

Że już?
Mignęło to szybciutko. A tyle było stresów. Różnych. Przy sesjach. Przy zaliczeniach i nie wiadomo czym. Przez te siedem semestrów. A teraz wydaje się to jak machnięcie ręką.
I weszłam pierwsza, a oni się stresowali. I komentowali, tak, zrobiliśmy livestream, żeby było śmieszniej. A potem ja byłam po i ich wspierałam i komentowałam, a oni się stresowali. Fajnie, że przeszliśmy przez to razem.
Uff, dobrze, że już po. :)
I jest radość.
Tak! Jestem inżynierem! :)

piątek, 18 stycznia 2013

Na trzy

dzielą się moje domy. I trzy zestawy kluczy mam. Tu serce, tam rozum, a w tym trzecim woda spod płytki.
Decyzje w pośpiechu podejmowane nie służą.
W poniedziałek będzie już dobrze, prawda?
Pakuję się w pośpiechu i jadę w zimową krainę. Z melisą obok komputera. Dobrze że empek za darmo, oj dobrze.
Miejcie dobry weekend!

wtorek, 15 stycznia 2013

ha!

Dziś będzie bardzo bardzo subiektywnie.
Fejsowe nie przypominanie jest sprawdzianem prawdziwych przyjaźni. Relacji większych i mniejszych. I tak co roku Was trochę sprawdzam. Kto pamięta, a kto nie.
I po różnych ostatnich wydarzeniach, widzę, że czas pokazuje nam kto tu jest ważny, a kto nie. I w co się pakować w kolejnym roku życia.
Nie było dziś większych niespodzianek. Było za to kilka miłych sms-ów, maili i spotkań.
Dziękuję za wszystkie życzenia. Raz jeszcze. Za to że jesteście. Czasem dalej, a czasem bliżej. Za to, że pamiętacie.

A tymczasem będzie o dwóch bardzo ważnych kobietach.
Pierwsza, Marie-Sophie. Której to książka wciąż mi się marzy, już w wersji elektronicznej a nie papierowej. Żeby Wam ją przetłumaczyć. I żebyście też mogli przeczytać tę niesamowitą historię. Przy której tyle razy już mi się płakało. I która zmieniła wszystko wokół. I jestem tu gdzie jestem.

Druga to Liska. Już milion razy ją wspominam. I uwielbiam jej bloga, a ona sama jest taka... ludzka. I normalna. I nie trzeba być nie wiadomo jak uzdolnionym. Wystarczy uśmiech i chęć do słuchania. Tak mi się zdaje czasem, że mamy podobną zdolność - słuchanie. A piekarnik piekarnikiem.

Jeszcze raz dziękuję, zabieram się za pochłanianie Murakamiego (Zniknięcie słonia. Możesz się wściekać ile chcesz, ale nic nie poradzisz na to, na co nic nie poradzisz.). Chyba już spać nie będę :)
A przez najbliższe dziewięć dni będę miała różne dziwne rzeczy w uszach. Aleście mnie wyposażyły!


piątek, 11 stycznia 2013

wojna!

Wypowiedziałam właśnie wojnę gazowemu piekarnikowi.
Stare to.
Dziadowskie bym rzekła.
Wkurzające.
Ciężko zapalić.
Temperatura? Sprawdzana ręką, prawie jak na oko!
Brak światełka i wiatraka.
Ale...
jakoś nasze babki, prababki i ciotki sobie z tym radziły.
I wychodziły im torty.
Serniki.
Ciastka.
Wszystko!
A nie kotlety zamiast ciastek.
I nie wiem czy płakać się czy śmiać. Bo przecież umiałam piec i radość mi to sprawiało.
A teraz?
Wypowiadam wojnę!
Choć trochę szkoda, że dziś nie wyszło....

środa, 9 stycznia 2013

małą literą

Zauważyłam ostatnio trend. Podpisywania się w mailu z małej litery.
Mała literka - taki jestem nieważny? Skromny?
A może nierealny? Internetowe moja drugie ja?
Nie przyznaję się do pozdrowień pod którymi się podpisuję?
Nie szanuję siebie?

Nie wiem. Nie rozumiem.

I skończyły się adresy mailowe. Pamiętam, jak można było wybrać dowolny. W swojej naiwności i dziecięctwie wybierało się różnie. A teraz zmienia się podpisy i tuszuje, że nie ma się maila na  imię.nazwisko. Albo chociaż z literką imienia! Zajęte. Jakiś ten świat wirtualny ogromny!