sobota, 27 stycznia 2018

siedem lat.

Moje miasto kojarzyło mi się z mgłą. Po trzech latach nieobecności mgła okazała się być smogiem. Wychodzę z kina wieczorem i robi mi się niedobrze, uff, mam maseczkę przeciwsmogową w torebce. Bez niej się nie ruszam. Pomaga. Taki urok mego miasta, mego żywota.
Trochę to jak z urokiem tracenia ludzi. Ludzi, którzy pojawiają się w naszym życiu i znikają. Znów to przerabiam. Przeprowadzki trochę to do siebie mają. Że traci się tych co byli blisko, na miejscu. Znów trzeba otwierać furtki w swoim obronnym murze, otwierać się na innych ludzi, dawać się poznawać. Czy tym razem znów dam radę?
Na pewno nauczyłam się żeby być tu i teraz. Tęsknota tęsknotą - zamieniam ją we wspomnienia. Dobre wspomnienia. Gdzie będę mieszkać? Nie wiem. Na razie jestem tu i tu jest mój dom (choć serce uznaje że domów może być więcej). Więc staram się korzystać i być tu i teraz. Choć są duże zmiany. Nic zresztą dziwnego - zmienił mi się cykl siedmioletni.
Czytałam wieki temu artykuł, że co siedem lat człowiek się zmienia.
Miałam ostatnio urodziny. I nagle okazało się, że czuję się stabilniej, silniej, bardziej zdecydowanie. Czyżby skończył się czas poszukiwania? I to bez żadnych tabsów, fakt że z pewnym wysiłkiem i pracą nad sobą, ale jednak.
Poczułam się bardzo bardzo dorosła. Że chodzę do pracy bo zarabiam a nie bo się dobrze bawię. Że mam jakieś plany na przyszłość. Może to kwestia hormonów, nie cyklu siedmioletniego, kto wie.
Zobaczymy co będzie za jakiś czas. Tymczasem niecierpliwi mi się na nową płytę Lao Che. Oby była dobra!