sobota, 31 grudnia 2011

pomiędzy starym a nowym, nowym a starym...

Pod koniec grudnia (prawie) wszyscy robią sobie podsumowania starego roku i postanowienia na ten nowy. Zawsze mnie to trochę bawi, bo dlatego akurat teraz, a nie z początkiem nowego roku liturgicznego? Albo w dniu swoich urodzin? Bo nie wątpię, że postanowienia są bardzo ważne. Że podsumowania potrafią niejako myśli przejaśnić. Ale dlaczego akurat teraz?

Pewien naród do końca starego roku wszystkie sprawy zamyka. I mi by się to przydało. Ale nie zamknę semestru bez sesji! A i niektórych relacji nie da się po prostu zaszufladkować: koleżeństwo czy przyjaźń? Więc lepiej ciągnąć to dalej. Bo nie wiemy co nam przyniesie czas. Bo może lepiej jeszcze trochę poczekać z tym zamykaniem wszystkiego.

Przyznam się, że i ja uległam wszechobecnemu trendowi rozmyślania nad kalendrzem. Rok 2011 przyniósł wiele zmian. I kończę go całkiem inaczej niż bym kiedyś myślała. Wszystko się poobracało o jakieś dziwne kąty i, co dziwniejsze, chyba tak pozostanie. I ludzie wokół się zmieniają. Powiedziałabym: dorastamy. Dojrzewamy. Zmieniamy się. I nie wątpię, że to już koniec. To dopiero początek!

Dlatego też rok 2012 ogłosiłabym (gdyby się mnie kto pytał) rokiem pracy nad sobą. Tak, właśnie do tego teraz dorosłam.

Życzę Wam, żebyście nie zagłębili się za bardzo w podsumowywanie roku poprzedniego. I żebyście nie wymyślali zbyt wielkich postanowień na rok nadchodzący. Bo on i tak przyjdzie. I  i tak będzie dobry. Tylko trzeba na niego dobrze spojrzeć. I może trochę nad sobą popracować.

środa, 28 grudnia 2011

po świątecznie.

Tak sobie myślę o świętach. 
O tych życzeniach, których czasem zabrakło. 
O tej górze jedzenia, która niewiele zmieniła w moim życiu. 
O ludziach, z którymi rozmawiałam, i o tych z którymi nie było mi dane usiąść przy wigilijnym stole. 
O kolędowaniu, które zanika.
O księdzu po kolędzie, który zdawał się być dyrektorem w tym roku, a  nie księdzem.
O choince, która jakaś mało ozdobiona.
O dwunastu potrawach, które nie wiadomo co znaczą.
O kompocie z suszu, którego mało kto lubi.

Mam wrażenie, że te święta stały się komercyjne, a co za tym idzie, bez sensowne. A gdzie radość z Narodzin? No gdzie? 

I w sumie to się cieszę, że zebraliśmy się na wspólne gry. Bo pomimo, że więcej nas łączy przeszłości, to dobrze spędzić wspólnie świąteczną teraźniejszość. :)

piątek, 23 grudnia 2011

przedświąteczne zamieszanie i brak czasu na życzenia.

Tak myślę, że to dziwne z życzeniami świątecznymi. Chciałabym to wszystko ogarnąć. Całe to zamieszanie. I dla każdego znaleźć pięć minut na życzenia. Ale się nie da.
Więc może... przy pieczeniu pierników o Was myślę.
Że dobrze, że jesteście. 
Że życzę Wam wszystkiego co piękne. 
Dużo dużo miłości. 
I błogosławieństwa od Nowonarodzonego Dzieciątka.

Sprzątanie samo się nie zrobi. Pieczenie też. A życzenia same się nie złożą. Więc całym swoim byciem składam Wam życzenia, takie niewerbalne. Mam nadzieję, że do Was dolecą :)

wtorek, 20 grudnia 2011

mało obiektywnie.

Jesteśmy mało obiektywni. My jako jednostka indywidualna. My jako człowiek, istota myśląca. Złoszczę się, ale tego nie widzę. Mam problemy, które nimi właściwie nie są, a mnie przerastają. Widzę coś, ale pod złym kątem. Zaślepki mam na oczach!
Potrzeba drugiej osoby aby zobaczyć, że trzeba nad sobą popracować. Albo zmienić trochę myślenie. Nie mówiąc o tym, że czasem dobrze z kimś porozmawiać.

I tak sobie pomyślałam, że jednak rozmowa kobiety z kobietą obiektywna nie jest. Za bardzo się wczuwamy. Myślimy, co byśmy same pomyślały, jak bardzo byśmy się zdenerwowały, czy byśmy trzasnęły drzwiami.... zdecydowanie za bardzo się nakręcamy. Więc chyba rozmowa z mężczyzną jest tym, co może nas czasami uratować. I warto od czasu do czasu takową przeprowadzić.

Czy mężczyźni potrzebują czasem rozmowy z kobietą aby zweryfikować swoją obiektywność? Nie wiem. Kiedyś się któregoś o to zapytam.

środa, 14 grudnia 2011

kiedy Ci źle.

Tak sobie myślę, że ta jesień jakaś smutna. Że drzewa bez liści w szarości toną. A wrony kraczą w całym parku. I smutno wracać po ciemku z uczelni. 
I w sumie to nie wiem co z tym zrobić.
Ratuje książka i śpiwór. Ale ileż tak można?
Rory mnie wymęczyły. Chyba się poddaję. Na chwilę. Żeby do końca tygodnia dotrzeć. 
Słońca potrzeba. I dnia trochę dłuższego. Ale to już, niebawem. Jakoś wspólnie dotrwamy.

sobota, 10 grudnia 2011

jest jak jest

Czasami ogarniają nas wątpliwość. Co by było gdyby...? A może jednak trzeba było wtedy postąpić inaczej...?
No, ale jest jak jest. Możemy teraz na bieżąco to zmieniać. Podejmować lepsze, dojrzalsze, odważniejsze decyzje. I chyba nie ma się co bać. Strach ma wielkie oczy i nie ma co się przed nim chować. Głowa do góry i do przodu! Nie ma, że jest jak jest. I nie co -  ma być to będzie. Trochę można od siebie dodać/ująć, poprawić. W końcu to nasze życie.

wtorek, 6 grudnia 2011

Wykład jak rekolekcje.

Miałam kolosa. Jakiegoś niewyobrażalnego. Ale istotne jest to, co przed nim usłyszałam.
Proszę państwa, dzisiejsze kolokwium nie ma żadnego znaczenia w porównaniu z życiem wiecznym, które nas czeka. Żyjemy żeby umrzeć a potem żyć wiecznie. I nie ma znaczenia, czy pozakładamy rodziny, czy dostaniemy lufę z tego kolokwium. Gdyby nie ta perspektywa, to po co być uczynnym wobec bliźnich?
Mocne słowa, mocne przemyślenia, dobry dzień.
Panie Boże, więcej takich ludzi na naszych drogach! Bez nich ani rusz.
A i nam więcej odwagi! Idźmy i głośmy! Od zaraz!

sobota, 3 grudnia 2011

Walka ze snem. Czyli rory.

Zastanawiam się czasem, czemu my właściwie wstajemy na roraty. Czasem - to znaczy ilekroć mój budzik dzwoni o 5.45. Nie, to nie jest tak strasznie wcześnie! Ale jest tak strasznie ciemno... i tak strasznie się oczy człowiekowi kleją... I myśli się sobie: "Nie, no dzisiaj nie wstanę...". A potem się w staje.

W kościele świeczka ratuje, a jednocześnie zabija. Bo woła "uważaj na mnie, uważaj! patrz jak się palę! nie spal kolesia obok! nie podpal dziewczyny z przodu! uważaj! kapię woskiem!". I rozprasza. A jednocześnie pomaga nie zasnąć. I kapie na spodnie( czasem). I na płaszczyk. I buty.

A potem robi się jasno. I dzień jest długi. I pada się bez sił ustawiając w ostatniej chwili budzik na 5.45....