piątek, 27 maja 2011

Wszystko i nic.

Czasem przydałby się taki przycisk, który odłączałby myślenie.
Łatwiej byłoby zasnąć.
Łatwiej byłoby siąść do nauki.
Łatwiej byłoby nic nie robić.
Milej byłoby pójść na spacer.
Nie trzeba by do nikogo mówić. Gadać jak najętym. Albo z braku osoby wysłuchującej wyżalać się ścianie.
Można by trwać w nicości.
I być po prostu.
A przy takiej ilości myśli nie da się.
Ciągle coś zaprząta mój umysł. Bzdurne wątki niedokończonych rozmów. Obraz, co na chwilę przykuł uwagę. Muzyka, co zapadła w pamięć i nie można się od niej odplątać. Przepis na kolejne ciasto z rabarbarem. 
Dzień Matki, tej która tak wiele dla nas zrobiła, a my nie potrafimy jej się odwdzięczyć. Nawet nie zauważamy, że mamy takie szczęście, że piecze nam takie pyszne torty, że ciągle o nas dba i jest po prostu. Zwyczajnie. A my zwyczajnie nie potrafimy jej powiedzieć "dziękuję".
Myśl o tym co będzie, o tym co nas jeszcze czeka. I chwila zadumy nad starością, choć Dzień Babci był dawno temu.
Strasznie dużo tych myśli na jedną krótką chwilę. I plany wakacyjne jeszcze. Ale może jednak, mimo wszystko, to dobrze? W końcu człowiek istotą rozumną jest. 

poniedziałek, 23 maja 2011

Do dobrej kawy

Bywają takie książki, które czytamy i czytamy. Wloką się za nami przez kilka miesięcy, a mimo wszystko chcemy je dokończyć. Brakuje nam na nie czasu, tramwaju długo jadącego do pracy, chwili skupienia myśli, a czasem nawet i sił. Więc klikamy w kółko "prolonguj" i brniemy przez nie niestrudzenie. Bo ciekawi nas co będzie za chwilę, śmieszą nas dialogi bohaterów, a poza tym dobrze coś czytać, a ciężko będzie zacząć coś nowego.

Bywają takie książki, które ja nazywam "do kawy". Gdy nie ma nic lepszego do roboty, jest chwila czasu, chęć przeczytania czegoś lżejszego. Gdy nie ma z kim pogadać, albo brak ochoty na rozmowy. Wtedy sięga się po książkę, zasiada z kawą i czyta. 
I bardzo często się zdarza, że porywa nas zupełnie inny świat, że utożsamiamy się z głównym bohaterem i jego problemy są moimi problemami. Nie ma czegoś takiego jak obiad i telefon, jest tylko czytanie i czytanie. A potem zapada zmrok i jeszcze się czyta, bo przecież nie mogę nagle przerwać mojego nowego życia i pójść spać, a moje nowe ja, mój bohater najukochańszy, w tym czasie będzie trwać w nicości. Więc czyta się do końca. Ewentualnie do zaśnięcia nad książką.
Takie są książki "do kawy". Chciało by się je czytać i całkiem zapomnieć o własnym świecie. Nawet o tej kawie, co już całkiem wystygła...


wtorek, 17 maja 2011

Koszmar?

Mijamy się na ulicy, ot co. Niby nic, a jednak. Ubierasz ciemne okulary i myślisz, że Ciebie nie widać? Internet sprzyja otwieraniu się na innych. Lecz, co to? Wirtualnie dużo prościej ze wszystkim. Wrzucamy do sieci bardzo wiele o sobie, mamy innych przyjaciół i lepsze widoki na przyszłość. Bo lżej jest napisać to o tym, co nas boli. Bo łatwiej się otworzyć. Bo szybciej przeczytasz i szybciej odpiszesz. Bo nie muszę Ci patrzeć w oczy i nie widzisz czy mówiąc to śmieję się, czy płaczę.
A jednocześnie...
Przeszkadza mi to.
Nie poznajesz mnie na ulicy, a przecież spędziliśmy trochę czasu razem, już nie wspominam o tym, co w sieci. I co chodzi? Bo nie rozumiem. Nie potrafię tak po ludzku tego zrozumieć. Że może być coś co jest wirtualne, a nie jest realne. I jak to możliwe że mam w sieci tyle "przyjaciół", a w realu dziesięć procent z tego nas poznaje?
Czy to już samotność w tłumie, czy jeszcze nie?

A z drugiej strony.

Ogromne szczęście. Że jednak mimo wszystko jesteście. Że się widujemy, umacniamy i wspólnie idziemy dalej. Że są między nami mosty. Że jest jakaś taka realność i rzeczywistość. Że są spacery i rozmowy. Że jest modlitwa. Że po prostu jesteście. Dziękuję.

sobota, 14 maja 2011

"Narwali bzu, naszarpali"

Zdziwiłam się niezmiernie, że jeszcze jest bez. Bo ten na podwórku...marny już, końcowy.
Ten dzisiejszy, to pierwszokomunijny. Albo ślubny by mógł być.
I tak mi ten Tuwim przyszedł na myśl.
Narwali bzu, naszarpali
Nadarli go, natargali
Nanieśli świeżego, mokrego
białego i tego bzowego (...)
A ostatnie dni jakieś takie ciężkie, niby dużo do roboty, a jednak nic nie zrobione. Podobno im więcej ma się do zrobienia, tym więcej się ma czasu. I bardzo się z tym zgadzam. 
Ale mimo wszystko. Tak mi się wszystko odkłada i odkłada.  
Nieco mi się dzisiaj zaniemogło. Będę musiała pocisnąć w poniedziałek, nadrobić zaległości ze wszystkim. Jutro odpoczywam. Już zasługuję, bo dłużej to tak nie pociągnę. A wypadało by na sesję sił choć trochę zostawić.
Ale, ale. Będzie dobrze. No, przecież!


środa, 11 maja 2011

Przyjaciele

- Jakich pięknych masz ludzi wokół siebie! Jak niesamowici są Twoi przyjaciele!
- Naprawdę? Widzę tylko, że śmieją się do mnie przy poważnych okazjach.
- I poprawiają Ci humor, jak nikt inny. Piszą skrótowe sms-y, których ja nie mogę rozszyfrować. A Ty odpisujesz im jeszcze bardziej zawile.
- Ale przecież się rozumiemy!
- Czy nie dlatego jesteście przyjaciółmi?

Potrzeba czasu, żeby zauważyć jakich pięknych mamy przyjaciół. Dobrze, że taki kiedyś przychodzi.
Bo nasi przyjaciele są piękni chyba przede wszystkim dlatego, że są naszymi przyjaciółmi. Zawsze można wyciągnąć ich na spacer, na rozmowę. Najważniejsze w nich jest to, że .
I wygodnie, gdy idą z nami do Pana Boga. Łatwiejsza jest wspólna droga. Gdy wiemy, że nie jesteśmy sami.

Mówmy sobie, jacy jesteśmy piękni. Jak dobrze, że jesteś. I cieszę się, że stanąłeś na mojej drodze. Niesamowite, że Wy to wiecie, że jesteście tacy, a nie inni, że jesteście tacy piękni i stoicie zaraz przy mnie!

sobota, 7 maja 2011

Deszczyk

Niby deszczyk, a jaka ulga. Bo to jednak deszcz. I nic więcej. Okazuje się, że nic nie daje w kość tak jak on wiosenno-letnią porą. 
Przy takiej pogodzie to tylko wleźć do śpiwora i zwinąć się jak kot.
Jest czas na czytanie zaległych książek, oglądanie starych filmów, pieczenie z dawno wypróbowanych przepisów, na planowanie wakacyjnych podróży.

Pomimo ostatniego uziemienia udało mi się wybrać na spacer. W miłych towarzystwie. Z długą rozmową. Jak dobrze mieć takich ludzi wokoło!
Nie udało mi się jeszcze z rowerem...to ciągle marzenie. I aparat cały dzień nosiłam. Z marnym skutkiem. 
Ale mimo wszystko pięknie dziś było. 

I tęsknotę do Nieba ostatnio mam. Przeogromną. Niesamowite to jest. Tyle sił od Niego dostaję!

czwartek, 5 maja 2011

A może... nad morze?

Tak mi wakacyjnie ostatnio...
Bo niby się uczę, niby siedzę nad książkami. Ponoć dużo do roboty mam.
Ale myślami to jestem daleko, w jakichś pięknych spokojnych miasteczkach, a słonko świeci mi prosto w oczy.
Może to przez to, że w parku J. już tak zielono? A trawa kusi do leżenia? Że bez-lilak już powoli na podwórku przekwita? Że muzyka ostatnio dobra przy uchu?
Pojechałabym gdzieś daleko...
Żeby chociaż już ciepło było. Na sandały i krótki rękaw.
Muszę się wybrać gdzieś rowerem, aparat zabrać, bo do moich wakacji wciąż daleko...
A może na weekend na kajaki? Albo jakieś ognicho gdzieś? Toż to maj! Na majówkę trzeba się wybrać!

A ciche niemieckie miasteczka, włoskie fontanny, norweskie fiordy i targi rybne zostawię sobie na inny czas. Bo i na nie czas przyjdzie, tak mi się coś widzi.

wtorek, 3 maja 2011

A teraz maj, maj, maj!

Po majówce zrobiło się już całkiem leniwie...Było tak miło! A tu trzeba wracać do roboty.
Tymczasem leżenie na słonku i czytanie dawno zaczętych książek wydaje się być o wiele ciekawsze. 
Słuchanie deszczu na poddaszu też.
Więc powoli, powoli zaczynam czytać coś bardziej fachowego. 
Jeszcze wolniej liczę stare zadanie.
A już całkiem ślimaczo uczę się na jutro. 
Bo do jutra niby daleko.....

Bez na podwórku ciągle jeszcze pachnie. Trzeba się nawdychać na cały rok.