środa, 30 maja 2012

Pasja.

Patrzę na nich, a właściwie na jednego z nich, i nie mogę się nadziwić.
Że są takie pasje, które zjadają wieczory. Pochłaniają poranki. Olewają szkołę i minimalizują ważność studiów. I innych życiowych funkcji.
Ważne jest mono. Ono i nic innego. Po prostu nic więcej się nie liczy.
Więc jeżdżą. Ćwiczą. Trenują. Rozwijają się wciąż. Śledzą najlepszych na youtubie i są na czasie z wszystkimi flipami, spinami, 540stkami. Jeszcze raz ćwiczą. Walczą. Z niesamowitą wytrwałością i cierpliwością. Współzawodniczą. Poprawiają siebie na wzajem.

Jest ich w moim mieście trzech, czterech, może pięciu. Tych najlepszych z najlepszych jest trzech. Może się mylę, bo mi tu jeszcze Pomorze chodzi po głowie i już nie pamiętam kto jest skąd. Bawi ich Flat (To jest styl! Plus triki), Street (Co za dynamika! I te spiny, flipy, grindowanie) i oczywiście Trial (Im wyżej tym lepiej). To nie znaczy, że nie ma więcej tych, co jeżdżą. O nie. Ale tylko ci najwięksi pasjonaci wiedzą, że Eli Brill wypuścił nowy filmik z niemożliwym trikiem(1:59). A nawet ja wiem, że najlepsze siodełka są od Krisa Holma :)

Miałam okazję wczoraj wieczorową porą posiedzieć i popatrzeć jak ćwiczą. Jak poświęcają sobie uwagę, doradzają, opowiadają jakie triki ostatnio widzieli na youtubie. Nie było moich mistrzów, nie, nikt by mnie nie zaprosił żebym tam z nimi siedziała. Ale i tak było mi miło. Trochę mnie potraktowali jak młodszą siostrę, pomimo że kalendarz wykazuje co innego. I jakoś mi z tym dobrze było. I bardzo cieszę się, że mają taką, a nie inną pasję.

A na zajawkę filmik. To z początku każdy potrafiłby zrobić :)

Do stworzenia dzisiejszego posta korzystałam ze strony monocykl.eu i wiedzy mojego brata. Podziękowania specjalne dla Jojaka i Pajdy. 

sobota, 26 maja 2012

z sentymentem.

Wczorajszy wieczór przyniósł mi kilka wzruszeń.
Że coś łączy nas, staruchów, z nimi, młodymi. Że ciągle żegna się maturzystów z pompą. Że ciągle się im śpiewa. I dla nich jest. I że oni wciąż są tacy piękni. Co roku inni, a jednak co roku ci sami. Przestraszeni tym co ich czeka i trochę już smucących się, że czas odpłynąć.
Jest kilka zmian, oczywiście. I moda studniówkowa inna. I inne rzeczy się z nimi kojarzą, więc inaczej się ich żegna. I jedzenie jest inne. I inni ludzie się pojawiają. I tych starych coraz mniej.
Ale mimo wszystko. Jest taka jedność. Stare z nowym koegzystuje. I jest piękne.
Przypominają się dawne fazy, twórczości i zwykłe siedzenie przy herbacie. To był dobry czas. I on wciąż daje mi wiele sił. I mimo tego, że z każdym rokiem widzę coraz mniej znajomych twarzy, to wiem, że to był mój dom. Chwilowy, bo chwilowy. Jak dla wszystkich. Ale był.
 Pozostaje wierzyć że
za tym murem świat nie kończy się (...)
I tak patrzę na Was, na to jak urosłyście. Że nosicie szpilki, a przecież dopiero wyszłyśmy z piaskownicy(!). Nigdy do tego się nie przyzwyczaję. Wystarczy, że my sami mamy problem z określeniem wieku, ciągle myślimy, że mamy lat naście. Co roku trzeba zmieniać liczbę lat i zanim się do tego przyzwyczai, już ma się urodziny. Za szybko to leci. Pewnie gdybyśmy się zebrali wszyscy razem, znów mielibyśmy po lat naście. Ale czas ma swoje prawa i nigdy nie będzie nam dane spotkać się wszyscy, wszyscy razem.
By nie zgubić dziecka w sobie
By odnaleźć własną drogę
Ucisz w sobie świata krzyk
Wtedy przystań,
potem idź.

I dzięki za tę piosenkę ostatnią. Jesteście we trzy piękne. Ona Was dobrze opisała, no, cóż, wiedziałyście co chcecie nam wyśpiewać i bardzo Wam to wyszło :) Dziękuję, bo najbardziej mnie wzruszyłyście. Tak osobiście i piaskownicowo. :)

I jeszcze na koniec, że M. ma ciągle ten głupi zwyczaj sprawdzania czy nosi się obrączkę ewentualnie pierścionek zaręczynowy, zanim zacznie z kimś rozmawiać... Jakby myślał, że o czym takim można milczeć.

Będę Was bardzo bardzo bardzo potrzebowała przez najbliższe miesiące. A najbardziej początkowo - sierpniowo. I też pewnie będzie mnie tu mniej, bo więcej będę mieć do ogarnięcia. Bez Was nigdzie nie idę! ;)

wtorek, 22 maja 2012

sny.

Sen jest czymś bardzo ciekawym. Bo dotyczy każdego. Czy tego chcemy, czy nie. Śni nam się i już.
Czasem nie pamiętamy. Albo budzimy się w nocy ze świadomością, że chcemy to komuś opowiedzieć, a rano zostaje nam tylko wspomnienie po tym przebudzeniu.
Są takie, w których jesteśmy tylko widzami. I takie, w których uczestniczymy całkowicie się angażując. Dobre i złe. Sugerujące coś i nie. Czasem się spełniają.
Zastanawiam się skąd się biorą takie obrazy w naszych mózgach. Dokładne krajobrazy, których nigdy nie widzieliśmy. Wioski z gier komputerowych, w które nie graliśmy. Bo wszystko inne co znane, ludzie ważni i mniej, sytuacje prawdopodobne lub nie, to tak. Ale cała ta pozostała otoczka?
Podobno sny uciekają przez okno. Więc w celu ich zapamiętania nie należy przez nie patrzeć zaraz po przebudzeniu. Nie wiem czy to prawda.
Wiem jedno. Jeśli będzie Wam się śniło, że dzwonił Wam budzik, to lepiej wstańcie. Jest duże prawdopodobieństwo, że to się wydarzyło już dobrą chwilę temu.

Doczekałam się dziś telefonu, na który czekałam dziewięć miesięcy. Już zapomniałam, że czekam. Nie rozwiał moich wątpliwości wcale. Ale i tak dziwne, że go doczekałam.

sobota, 19 maja 2012

słowa, słowa, słowa.

'Masakra' stała się moi ulubionym słowem. Ostatnimi dniami pasuje mi do złego i do dobrego. Tak jakoś. I już się z tym pogodziłam, że będę musiała niebawem zwracać uwagę, czy aby na pewno nie używam jej zbyt często. Myślę, że nie przypadkowo jest rodzaju żeńskiego. Mamy zdolności do komplikowania spraw prostych i oczywistych.

Ilość myśli, która przeszła w tym tygodniu przez moją głowę, zastrasza swoją niewyobrażalną ilością. To ciekawe, ale można myśleć śpiąc, łapiąc końcówkę zdania przy obracaniu się na drugi bok i zaczynając następne zasypiać. I chyba dlatego dziś mam taką pustkę w głowie. I spokój. Bo choć nie zmierzyłam się do końca ze wszystkimi demonami przeszłości, to jednak częściowo wyszłam zwycięsko.

A wiecie co jest najlepsze na trudny czas? Spotkania z ludźmi, których znamy od zawsze. Znaczy się z rodziną.  Dzięki za ploty, śmichy, chichy i gerberków wyjadanie. Gotowanie w 20 minut. Rozmowy o wszystkim i o niczym. Cieszę się, że ciągle mamy w sobie coś z dzieci, że ciągle dobrze się razem bawimy. I czekam września. Ogromnie. Mega (to drugie słowo, na które trzeba by zacząć uważać...). Cieszę się Waszym szczęściem.

No, dobra, koniec tego uzewnętrzniania się. Obiecuję, że w przyszłym tygodniu będzie już bardziej oficjalnie, obiektywnie i mniej osobiście ;)

środa, 16 maja 2012

i po Zimnej Zośce.

Uff, już po z Zimnej Zośce. Już będzie cieplej. Czuć to w powietrzu. W tej trawie świeżo koszonej na Błoniach. I po tulipanach widać, przetrwały, pięknie się dalej miewają.
Dzisiaj miałam małe spotykanie. Wiedziałam, że tak jest. Że to miasto to jednak jest maleńkie. Że każdy każdego zna. I mój pomysł, żeby zrobić spacer i notować ilu znajomych się spotkało... Dziś nie miałam takiego planu. Ale mimo wszystko. Fajnie Was wszystkich zobaczyć. Nawet na chwilkę, w przelocie, na zielonym świetle i przejściu dla pieszych. Dzięki za troskę, o to czy bawię się dobrze w Juwe. wykrzyczane przez całą ulicę. Mega. Bardzo dużo radości to daje.
Za pocztę, kupowanie białego markera i dużo śmiechu jeszcze większe dzięki. :) I za to, że nie zrzędzimy, chociaż wcale najlepiej nam się nie układa. Lepiej się pośmiać.

Doczekałam się rabarbaru. Więc zabieram się do pieczenia, tak, tego z kruszonką. I myślę, że znacznie lepiej się śpi, gdy pachnie kruche na wiosnę. Jak spody mazurkowe na święta.

I zupełnie nie wiem, czemu ten kot siedzi na dywanie i się we mnie wpatruje. Coś nie tak?

poniedziałek, 14 maja 2012

Tęsknota.

Jest taki rodzaj tęsknoty, który pojawia się natychmiast gdy ten ktoś wyjedzie.
I nie ma znaczenia czy jedzie na 3 czy 5 dni, 2 tygodnie, miesiąc, pół roku, 10 miesięcy czy dwa lata. Pojawia się i już. Natychmiast po "do widzenia". I nie opuszcza. Towarzyszy przy śniadaniu. Przeszkadza w nauce. Nie poddaje pomysłu co zrobić na obiad. Przywołuje różne sny. Dziwne i niezrozumiałe.
I nie ma znaczenia, że to przecież chwilowe rozstanie. Nie ma znaczenia, że wydawało by się to wcale nie najważniejszym punktem naszego życia. Tęsknota sobie przychodzi i już. Nie pyta czy wolno czy nie. Po, co.

Do tej dzisiejszej niezrozumiałej i nieakceptowalnej tęsknoty dochodzi pogoda dająca w kość. Niezmiennie nieodmiennie. Nic się tu nie ruszyło do przodu. Ani nie cofnęło też. Powiedziałabym, że jest w normie.
Ale za to nosi mnie strasznie, rzuca po ścianach i chciałabym Wam tyle powiedzieć, ale nie mogę się ogarnąć i wysłowić. Niesamowite uczucie. I mam wrażenie, że kobiety są jakieś dziwne. Że za dużo myślą i dopatrują się nie wiadomo czego w zwykłych słowach. Dobranoc to dobranoc, podobno.
Powinnam dodać, że moje nie zakocham się tej wiosny (...) poszło się paść, czy już się domyśliliście?

sobota, 12 maja 2012

nocne rozmowy.

Mam takie nieodparte wrażenie, że nocne rozmowy lepsze są.
Może bardziej wrażliwe? Głębsze? Bardziej otwarte?
Powodowane jakąś wrażliwością, wynikłe ze spontaniczności. I przede wszystkim o wiele, wiele dłuższe niż te dzienne.
Ciemności pogłębiają więzi. Być może boimy się, że wraz z nimi nadejdzie samotność. I... zaczynamy rozmawiać. Nic nas nie goni. Czas nie istnieje. Jedynie może nas poganiać to, że nasz rozmówca kiedyś zaśnie.
I takie mam wrażenie, że nocą łatwiej przychodzi nam mówienie ważnych i trudnych dla nas rzeczy. Więcej jest szczerości i uczucia. Nie wiem dlaczego.
Więc może wszelkie rozmowy, debaty i inne takie powinno toczyć się w nocy? Ja jestem za.

I słówko o nie-nocnych święceniach. To taki piękny moment, kiedy oni, częściowo znani, a częściowo nie, są wyświęcani. A potem idą w świat. Głosić Słowo. I tak sobie myślę, że trochę się wychowaliśmy w jednym duchu, że trochę im pomogliśmy. I miło usłyszeć O, dzieci przyszły. Już dawno nikt tak do mnie nie mówił.... I tak mi się widzi, że to pewnie zawsze już tymi dziećmi będziemy. Błąkającymi się po krużgankach. Piękne to były czasy, oj piękne. I teraz też są. I myślę, że powinniśmy dalej prowadzić do Niego. Tak jak potrafimy. Bo wyrosną kolejni biali i to nie my im pomożemy w tym dorastaniu. Za to możemy, a nawet powinniśmy, pomagać w dorastaniu tym, których mamy na co dzień wokół siebie.

Dobrej niedzieli jutrzejszej Wam wszystkim życzę! :)

wtorek, 8 maja 2012

mądrości żółtego autobusu.

Żółte autobusy mają to do siebie, że ciekawe rzeczy można w ich tamtejszej telewizji wyczytać.

Ostatnim razem przeczytało mi się, że kobiety wolą zmotoryzowanych mężczyzn. Badanie przeprowadzono na grupie tysiąca (amerykańskich bodajże) studentek. Ponoć czują się pewniej w takim związku.
Pośmiałam się trochę.
Do czasu.

Ależ to zrozumiałe! Najpewniej! Oczywiste!
Bo żadna z nas nie lubi słyszeć komentarzy na temat swojego sposobu prowadzenia samochodu. Szeptu, że "on zmieniłby bieg". Bo nawet jeśli to miałyśmy właśnie zrobić, bo już i tak wyszło, że on wie lepiej. Stwierdzenia "z lewej masz miejsce" jeżeli z prawej można zaparkować zgrabniej i szybciej.
Śmieję się, gdy któryś z panów krzyczy "wrzuć jedynkę!" przy wyjeżdżaniu pod  górę. Już wiem, dlaczego to ja Nas tam zawiozłam. I trochę Was rozumiem, gdy drżycie "nie jedź tak blisko krawężnika".
Mamy to do siebie, że przemilczymy to jak Wy jeździcie. I nie każda odważy się na presję prowadzenia, gdy znajdziecie się w samochodzie. Nawet jeśli będzie to jej samochód. Dlatego zadbajcie o to, żeby być zmotoryzowanym mężczyzną. Woźcie ją wszędzie. Niech się czuje pewnie. A co.
Nie wiem czy śmiać się czy płakać z tej obserwacji. Badanie zostało potwierdzone.

Dziewczyny! Nie przejmujcie się. Jak nie będziecie jeździć, to nigdy się nie nauczycie. I zapewne nie jeździcie wcale gorzej. Nie dajcie się podświadomie dyskryminować. Mniej lub bardziej. I nie wybierajcie mężczyzn po samochodach. Serio.

sobota, 5 maja 2012

Brnąłem do ciebie maju (...)

I już. Maj. Nareszcie.
Przegapiłam najmilszą fazę bzu. Tradycyjnie. Znów będę czekać, a potem znów mnie wywieje i nie zobaczę go w pełnej krasie, pachnącego zabójczo. Najpiękniejszego.

Średniowiecza nigdy nie było
Nie uprawiano trójpolówki. I to, co teraz się dzieje, też się nam wydaje.
Nasze mózgi są niesamowite. Potrafią wytworzyć coś, czego nie ma. Strach z niczego. Wizje, które nie mają prawa bytu. I sny. Które nie wiadomo, czy coś znaczą czy nie.
Nocne rozmowy potrafią bardzo płynnie z idealnego mężczyzny przejść na nasze własne lęki. A potem ucieka się z ciemnego pokoju, gdy kobieca wyobraźnia opanowuje racjonalność. Na szczęście jest kuchnia. I światło.

Ale z Ciebie lampa!
Dziękuję za ten czas. Bo pomimo, że tacy różni, to mamy coś wspólnego. I dobrze czasem razem posiedzieć. Pogadać. Połazić po deszczu. I dać się uwieść spontaniczności.
Za wspólną naukę też dziękuję. I hektolitry herbaty. I filmy. I leżenie w łóżku po ciasnemu. I głupawę przy zajadaniu się ogórkami.

Dobrze, że jesteście.