piątek, 19 października 2018

Jestem.

Jestem w trasie, gdzieś między Lublinem a Gdańskiem lecąc przez Niemcy. Dopiero co wróciłam z Austrii, a już planuję podróż do Iranu. A może właśnie dlatego.
Miesza mi sie, gdzie jestem dla zabawy, gdzie na szkolenie, a gdzie do pracy. Moja pasja staje się pracą. W tym wszystkim nie udało mi się dotrzeć do miejsca, gdzie zostało moje serce. Choć już drugie zaproszenie dostałam.
Jestem biegunem? Czy raczej nie chcę się przywiązać? Nie wiem sama.

czwartek, 3 maja 2018

Kiedy?

Kiedy pozwolę sobie na dorośnięcie, odnalezienie się w tym świecie? Złapałam się ostatnio na myśli, że pójdę do biblioteki jak będę wracać z uczelni, ciekawe, bo nie byłam tam już jakichś 5 lat...
Kiedy odbiję się od tego śliskiego dna studni i zacznę spokojnie funkcjonować?
Kiedy pozwolę sobie wypłakać te wszystkie emocje, które mną miotają a ciągle nie pozwalam im pójść?
Ciągle myślę, że uratuje mnie zmiana, zmiana, zmiana. Ale dopiero co była. 
Dla odmiany mamy majówkę w środku lata - taka zmiana. Dziwna.
I myśl, że żyjemy w luksusie, którego absolutnie nie doceniamy.
Chwilowo największym moim luksusem jest rower. I to, że dziś mogę siedzieć i nic a nic nie robić.

Odpoczywajcie i Wy! :)

środa, 4 kwietnia 2018

dziwy.

Mam takie dni jak na przykład dziś. Gdy z jednej strony potrzebuję z kimś porozmawiać. A z drugiej... to jednak chyba wcale. Przez moją głowę przewija się milion myśli, tysiące pomysłów, inspiracji. Pograłabym na pianinie, ale książka z biblioteki czeka, a może jednak skończyć szyć tą sukienkę w groszki?, poszłabym na basen, ale nie, w piątek pójdę, to jeszcze ćwiczenia od przystojnego pana rehabilitanta i przegląd inspiracji na szablon strony internetowej, i jeszcze kolacja jakaś dobra (bo dlaczego nie?), a nie zapomnij, chciałaś szpagat osiągnąć w tym miesiącu więc chwilę na to poświęć.
Pojechałam na rowerze do pracy - sezon otwarty. Pierwsze dwie godziny były wyjątkowo owocne, a potem, jak zwykle, państwo N. przeciągnęli spotkanie i już zrobiło się bez sensu, bez polotu, bez wizji na rozwój i takich tam. Obiad też zjadłam sama, bo B. gdzieś u klienta był, a poza nim i mną chyba nikt z całego piętra nie je o normalnej obiadowej porze (czyli porze obiadu a nie porze lunchu).
Stwierdziłam, że chcę wrócić do akustyki w ciągu najbliższych trzech lat, że w sumie nie chciałam tego zostawić, choć jednak ciągnie mnie architektura i budownictwo a przemysł zostawię do inspiracji fotograficznych. Oczywiście serwis pracuj.pl nie powalił mnie bogactwem (interesujących mnie) ofert, a podobno rynek pracownika mamy. Nic nie zmieniło się przez te cztery lata w tej branży, no nic.
Rozciągając się słuchałam jakiegoś wywiadu wielce inspirującego, a na drugich głośnikach puściłam  muzykę, co wywołało rozkminę jak to jest z remiksami i prawem autorskim, a jednocześnie w mojej głowie powstała myśl, że nie wiem czy ćwiczę żeby pan rehabilitant widział postępy, czy dlatego, że obiecałam sobie wieczorem piwko po ćwiczeniu, czy to jest aby na pewno dobra motywacja i czy potrzebuję tego szpagatu, może jednak skończyć tylko na tym co zostało zadane do domu?
Nie wiem czy to skutek mojej kontuzji i niemożności wiszenia pod sufitem oraz ciężkiego treningu, może jednak ilości cukru zjedzonej przez święta?
Pewnie nie będę mogła zasnąć zastanawiając się jak będę wracać do treningów, na co wymienić moją pracę i nie wiem co jeszcze.

Poproszę o przycisk: Wyłącz myślenie. Bardzo poproszę.

sobota, 27 stycznia 2018

siedem lat.

Moje miasto kojarzyło mi się z mgłą. Po trzech latach nieobecności mgła okazała się być smogiem. Wychodzę z kina wieczorem i robi mi się niedobrze, uff, mam maseczkę przeciwsmogową w torebce. Bez niej się nie ruszam. Pomaga. Taki urok mego miasta, mego żywota.
Trochę to jak z urokiem tracenia ludzi. Ludzi, którzy pojawiają się w naszym życiu i znikają. Znów to przerabiam. Przeprowadzki trochę to do siebie mają. Że traci się tych co byli blisko, na miejscu. Znów trzeba otwierać furtki w swoim obronnym murze, otwierać się na innych ludzi, dawać się poznawać. Czy tym razem znów dam radę?
Na pewno nauczyłam się żeby być tu i teraz. Tęsknota tęsknotą - zamieniam ją we wspomnienia. Dobre wspomnienia. Gdzie będę mieszkać? Nie wiem. Na razie jestem tu i tu jest mój dom (choć serce uznaje że domów może być więcej). Więc staram się korzystać i być tu i teraz. Choć są duże zmiany. Nic zresztą dziwnego - zmienił mi się cykl siedmioletni.
Czytałam wieki temu artykuł, że co siedem lat człowiek się zmienia.
Miałam ostatnio urodziny. I nagle okazało się, że czuję się stabilniej, silniej, bardziej zdecydowanie. Czyżby skończył się czas poszukiwania? I to bez żadnych tabsów, fakt że z pewnym wysiłkiem i pracą nad sobą, ale jednak.
Poczułam się bardzo bardzo dorosła. Że chodzę do pracy bo zarabiam a nie bo się dobrze bawię. Że mam jakieś plany na przyszłość. Może to kwestia hormonów, nie cyklu siedmioletniego, kto wie.
Zobaczymy co będzie za jakiś czas. Tymczasem niecierpliwi mi się na nową płytę Lao Che. Oby była dobra!

poniedziałek, 18 września 2017

znów. wędrujemy(?)

Nie mogę się odnaleźć. Od kiedy? Nie wiem? Lat dziesięciu? Jedenastu? Na pewno ostatnich trzech.
Trochę jestem tu, a trochę tam. Nie mam jasnego celu, gdzieś go ciągle gubię.
Wpadam na super pomysły a kończę zniechęceniem zagryzanym czekoladowymi ciastkami.
Nie, nie tak miało być. A jak?
Człowieku, za czym tęsknisz? Kogo/czego szukasz?
Nie uznaję odpowiedzi "nie wiem".
Stawiam sobie małe cele, małe kroki.
Nie interesuje mnie zarabianie pieniędzy dla zarabiania, chcę pasji. Czy to ciągle młodzieńcze zapędy, potem to mija, wypala się? Czy do końca życia będę potrzebować adrenaliny, ciągłych zmian, przemieszczania się i atrakcji?
Mało mam czasu, szkoda mi życia na spanie. Nie daję rady czytać tyle, ile bym chciała. Nie daję rady obejrzeć wszystkiego co tego warte. 
Zgubiłam w tym wszystkim człowieka-bliźniego, niedobrze.
A może to na tym polega życie?