niedziela, 15 lutego 2015

miasto spotkań

Ostatni tydzień był zaskakujący. Bolą mnie nogi okropnie, ale było warto z Wami wszystkimi z osobna zwiedzać po raz kolejny to samo miasto. Moje opowieści są coraz pełniejsze i coraz więcej miasta Wam pokazuje.
I coraz to nowych i dobrych ludzi więcej w mym życiu.
Wciąż mam niepoukładane. Nieprędko mi się poukłada. Nieprędko zrozumiem o co w tym wszystkim chodzi. Może i nawet nigdy.
Trochę się z tym godzę, że nie do końca wiem, że nie do końca wszystko zaplanuje, że trzeba korzystać póki się da.
Odkrywam coraz to więcej rzeczy nad którymi muszę u siebie pracować, które muszę przemyśleć i przerobić. Ciężka to będzie praca, może nie warto przez to samemu przechodzić, może to głupi pomysł, ale dobrze że jest. Dużo sobie uświadamiam tu rzeczy i o sobie i o Was. To taki trochę czas rozliczeń.
I borderline. Więc siedzę i płaczę, że tu nie ma wyboru i nie pomogę. Bo nie pomogę, bo nie dam rady. Uświadomiłam sobie to przecież dawno i dawno do tego dorosłam, ale dopiero dziś to odkryłam, nazwałam po imieniu i znów płaczę za tym co było. Nie dało się przecież nic z tym zrobić, no nie dało i nic tu nie pomogę. Trzeba teraz przebaczyć w obie strony i wrzucić na luz.
Już zawsze będzie mi ciężko.
A może czas pójść po pomoc i nie przechodzić przez to samemu. Bo po co. Choć pewnie przerobić to trzeba. Ot, takie życie.
Piękne.
A ciastka wyjątkowo udane. I zachwyty były szczere, choć to też miejsce do przepracowania.
Dobrze, że będzie Wielki Post. Będzie chyba jednym z cięższych, ale prowadzi przecież do Zwycięstwa. Oj, czasem mi tak tęskno że aż smutno.