czwartek, 28 czerwca 2012

chodzi mi po głowie...

Chodzi mi po głowie ksiądz Twardowski.
A szczególnie ten wiersz:
Boję się Twojej miłości
Nie boję się dętej orkiestry przy końcu świata
biblijnego tupania
boję się Twojej miłości
że kochasz zupełnie inaczej
tak bliski i inny
ja mrówka przed niedźwiedziem
(jak nóż do rozcinania kartek)
krzyże ustawiasz jak żołnierzy na wysokich
nie patrzysz moimi oczyma
może widzisz jak pszczoła
dla której białe lilie są zielononiebieskie
pytającego omijasz jak jeża na spacerze
głosisz że czystość jest oddaniem siebie
ludzi do ludzi zbliżasz
i stale uczysz odchodzić
mówisz zbyt często do żywych
umarli to wytłumaczą
boję się Twojej miłości
tej najprawdziwszej i innej


Właśnie z tą wstawką o nożu do rozcinania kartek. I tak mi trochę tęskno za tymi czasami. Za Wami? Za Nim? Nie wiem sama. Ale tylko troszeczkę. Bo to, co teraz jest, jest równie dobre. I tak naprawdę wszystko to, co było, daje tylko siłę na teraz. 
I jeszcze to mi chodzi po głowie. Wiersz z banałem po środku. Dla odmiany w wersji śpiewanej. Chociaż oba mi się śpiewają. 

Moja tęsknota dobiega końca. Zagryzam ją włoską kiełbasą i czekam na obiecane ciastka czekoladowe - niesamowicie dobre. Za dziesięć dni wszystko wywróci się do góry nogami. I nic nie będzie jak dawniej. A Liska dziś daje dobry pomysł na osłodę stresów egzaminacyjnych :) To znaczy ja to podciągnęłam pod sesję, nie ona.


niedziela, 24 czerwca 2012

dobra książka na początek nowego tygodnia.

Uff, minął ten tydzień.
A skoro minął, to zgodnie z zapowiedzią będzie o książce.
Nie byle jakiej. Jednej z najlepszych. Pochłaniającej. Grubej. Trzytomowej.

Nie umiem pisać recenzji. Nigdy nie byłam w tym dobra.
Po prostu idźcie do biblioteki i pożyczcie 1Q84 H. Murakamiego.
Potem nie zdziwię się, jak będziecie myśleli, że wszystkie dzieci knujące coś w kącie tworzą powietrzną poczwarkę. A gdy jakieś sytuacje w Waszym życiu będą zadziwiające, stwierdzicie, że znaleźliście się w roku 2O12, albo 20l2, albo nie wiem jakim. I zaczniecie wszystko analizować pod jakimś dziwnym kątem, bo może jednak Little People są i się złoszczą. To by usprawiedliwiało to, że nic nie wychodzi ostatnio jak wyjść powinno. I jeszcze cytat na rozpoczynającą się sesję. Od Murakamiego oczywiście.
Jeżeli nie rozumiesz bez tłumaczenia, to znaczy, że nie zrozumiesz, choćbym Ci nie wiem ile tłumaczył.


Podziękowania dla O. i W. za końcowo-tygodniową głupawkę po pięciogodzinnym wysiłku umysłowym. I G. za to, że nas zabrał na obiad, gdy byliśmy już u skraju możliwości. Nawet jeśli tym samym miałyśmy spinę, bo któż widział wchodzić białym na obiad. I dzięki, że możemy razem to robić. Każde z osobna nie dałoby rady. Uff, dobrze że jesteście.

Salon ślubny na Zwierzynieckiej oferuje najpiękniejszą suknię jaką widziałam. Przecenioną. Dlaczego akurat teraz?!?

wtorek, 19 czerwca 2012

set-reset

Chciałam Wam przy tym setnym poście zaprezentować Ballady i romanse, ale nie te Mickiewiczowskie, a te sióstr Wrońskich. I ich płytę Zapomnij. Nie jest to nie wiadomo jaka nowinka. Ale płyty w sieci nie ma. Więc się nie podzielę.
Lubię za tekst. Za muzykę, z którą się z początku męczyłam. Za lekkość przesłania. I tak mi jakoś ostatnio pasują.

Dziś mam rozkminę, dlaczego nie mamy przycisku reset, albo co najmniej wyłącz myśli? Czasem by się zdało. Albo chociaż zwolnić jedną półkulę. Żeby przerzedzić myśli, odgonić te złe i ciężkie. I nie męczyć się z nimi więcej.

Bo rozum nie w parze z sercem.
Bo dużo myśli ostatnio, zamieszania.
Bo lepiej by się spało nie myśląc.
No, ale nic to.

Czy w takim razie może zrealizować przycisk set? Na bramkach logicznych może, a co. Bo zaczynać od nowa można by co chwila. I jest to całkiem sensowne.

Więc co od nowa, to od nowa, trzeba do przodu iść, choć cały czas zdaje mi się że ze studiami w plecy jestem. Jeżeli macie właśnie sesję, to łączę się z Wami w bólu i oczekuję mojej.

A niebawem o książce. Bardzo dobrej :)

piątek, 15 czerwca 2012

z końcem tygodnia.

Dobry ten koniec tygodnia, oj dobry.
Może dlatego, że już koniec. Że udało się dotrzeć do piątku.

A może dlatego, że wczoraj O. miała urodziny. I że dobrze było je obejść. I że w życiu nie spodziewałam się, że samym sobą można sprawić komuś taki prezent. Tyle radości. I zaskoczenia. Miłego zaskoczenia.

I że początek tygodnia znów był samochodowy. I następny też będzie. Czasem sobie myślę, że już mam dość. A z drugiej strony dobrze mi zrobią te wyprawy z G. To takie małe rekolekcje. Powrót do życia normalnego. Milion myśli w ciągu kilku godzin, rozmowy o wszystkim i o niczym. Poważne i mniej. I trzeba twarz masować po wyjściu z samochodu, bo uśmiech przykleja się i zastygają mięśnie twarzy. Dawno tak nie miałam, oj dawno. I dużo mądrości życiowej od niego. Takie układanie wszystkiego, co ostatnio się porozsypywało. Skutkiem ubocznym tych objazdów.

I jeszcze dzisiaj. I spotkanie z Nimi. Po trzech latach. Zmiany u mężczyzn. Faceci z nich się zrobili nieźli. Konkretni. Chociaż zachowują się jak dawniej. A u kobiet.... no cóż, czas się nas nie ima. Może troszkę zrobiłyśmy się piękniejsze :)
I dobrze popatrzeć na siebie. Sporo się zmieniło. Mniej nas łączy. A potrafimy sobie siąść razem, zagrać w nogę, zupełnie jakbyśmy widzieli się wczoraj i przedwczoraj. I jakbyśmy razem pisaliśmy sprawdzian z matmy w tamtym tygodniu. Niesamowite.

I czekolada od A. Moja ukochana. Najlepsza, najpyszniejsza. Akurat na dziś, dobrze A. trafiła, oj dobrze.

Więc jakby nie patrzeć, dużo dobrego w tym tygodniu. Mimo, że taki wyczerpujący był. Mimo, że chce się już koniec tego semestru. Natychmiast! On przyjdzie. W odpowiednim czasie.

Dobrego weekendu Wam życzę! I pewnie niektórym sesji też. Zdajcie wszystko ładnie i szybko, a co.

piątek, 8 czerwca 2012

no i się zaczęło...

Trafiło mi się dziś na takie zdjęcie (link już nie działa,a przynajmniej nie pokazuje tego co miał. styczeń 2013). I strasznie to mną zatrzęsło.
No, bo hello. Po pierwsze jakie długie, a po drugie jakie samotne?!? Kto w ogóle wymyślił takiego demotywatora?!?
W pierwszej chwili się zaśmiałam. No, bo fakt. Tracimy teraz wszystkich naszych kumpli, kolegów, przyjaciół, chłopaków, narzeczonych i mężczyzn. Ale zaraz potem oprzytomniałam. Że chyba jednak nie. Bo przecież my też nie przejdziemy obok Mistrzostw obojętnie.
Nie idzie się na spacer, gdy pustka na ulicy, tylko ogląda mecz. Proste.
Nie puszcza się własnego mężczyzny samego na oglądanie meczu, no chyba, że taka była umowa i nasza książka jest milion razy ważniejsza niż on.
Nie widzę tu samotności. Albo się interesujemy (i nie ma problemu), albo przemęczymy te cztery tygodnie i oglądniemy z nim wszystkie mecze, albo mamy rzeczy ciekawsze/ważniejsze i się nimi zajmiemy. Nie ma tu miejsca na samotność. Autor powyższego obrazka dostaje ode mnie dwóję z wielkim minusem.
Równie dobrze można stracić mężczyznę przez Matlaba. A my bezproblemowo możemy im zapewnić cztery długie samotne godziny, które spędzimy na rozmowie o butach. I co z tego?
Jeżeli nie będziemy potrafili sami dobrze się bawić i nie nudzić się w swoim towarzystwie, to co chwila będziemy tracić kogoś i staczać się w samotność.
Nie popadajmy w skrajności i stereotypy. Nie dzielmy, że dla nich piłka i piwo, a dla nas samotne cztery tygodnie. Jeszcze raz dwója dla autora powyższego demotywatora. Ja z autorem się nie zgadzam. Niezależnie, czy jest mężczyzną, czy kobietą, nie zgadzam się i już!

Nie będę tu Was (ani siebie) rozliczać z tego jak przeżywacie Euro :) Bawcie się dobrze, to najważniejsze.
Pozwolę sobie jednak napisać, że fajnie że u nas. Fajnie że teraz a nie kiedyś indziej.

Dobrego weekendu Wam życzę!

wtorek, 5 czerwca 2012

taki to czerwiec.

Czerwiec zaskoczył swoją stanowczą przyjaźnią z zaawansowanym listopadem. Czy nam się podoba, czy nie, takie są fakty. I kalosze zaraz chyba będzie trzeba wyjąć. Nie mówiąc, że bez parasola nie jest dobrym pomysłem wychodzić z domu. O ile w ogóle wychodzenie jest dobrym pomysłem.

Mam takie końcowo majowe obserwacje, że tak jak zima przyciąga bezdomnych do naszego Miasta Królów Polskich, tak lato przyciąga artystów. Szczególnie na Plantach. Odcinek Szewska-Świętej Anny. Wpychają ludziom swoje teksty. Może i dobre, a może nie. Twierdzą, że wydadzą książkę (nigdy nie trafiłam). Albo, że sprzedali za "co łaska" trzy tysiące egzemplarzy wyglądających na wydrukowane na marnej jakości drukarce i przetrzymanych kilka dni w kieszeni spodni.
Nie popieram. Uważam, że mogliby się wydrukować ambitniej. Dali by radę. A jak nie, to do szuflady! I do roboty. Jakiejś bardziej pożytecznej. Bo, jak powiedział pewien pan profesor, W dzisiejszych czasach każdy myśli, że może napisać książkę. Niedługo każdy będzie myślał, że może zostać wybitnym pianistą. Więc ja stanowczo się temu sprzeciwiam!

A tymczasem czerwiec przyniósł mi wiele nowości, zabiegania, rzeczy do przemyślenia. I nowego człowieka na mojej drodze. Dobrze. Bardzo dobrze. Czasem przydaje się powiew nowości i rozsądne spojrzenie na to, co szare i oczywiste.

Dobrego tygodnia Wam życzę i cierpliwości. Bo nie wiem kiedy znów znajdę chwilę by coś napisać.