piątek, 28 października 2011

Mój tata jest mistrzem!

Kiedyś, gdy pisałam o mamie, obiecałam Wam, że pojawi się coś o tacie.
I jest.
Dojrzałam do pisania i o tacie.

Czy Wy też czasem zauważacie mistrzostwo Waszych ojców?

Tatusiowie są mistrzami.
Może nie wszyscy.
Potrafią bardzo dużo rzeczy naprawić, a jak nie potrafią, to próbują.
Zawsze mają zdrowe spojrzenie na świat.
Dobrze się robi z nimi zakupy (nie patrzą na ceny sukienek).
Uczą jeździć na rowerze.
I na nartach.
I w ogóle. Są tatusiami.
Pierwszymi naszymi mężczyznami. I chyba bardzo wiele naszych późniejszych relacji damsko-męskich zależy od relacji z naszym tatą. Nie wiem jak to jest być synkiem tatusia, wiem jak być córeczką i to jest bardzo fajne! :)

A potem nasi tatusiowie stają się jeszcze większymi mistrzami, gdy plotą bzdury przy kolacji i sypią dowcipami, na które należy podnieść lewą rękę, bo są one żartami jednoosobowymi. Mój tata jest mistrzem świata. Chyba we wszystkim co robi. Mam nadzieję że Wasi ojcowie również.

Bo taki tata to skarb.

poniedziałek, 24 października 2011

pod koniec tygodnia...

... porozmawiaj z przyjacielem.
Wiem, że dopiero początek tygodnia. Ale jakoś wszyscy tęsknimy do końca. A może się mylę?
W każdym razie zauważyłam że większość (każdy?) z horoskopów w żółtych autobusach kończy się frazą: "pod koniec tygodnia porozmawiaj z przyjacielem". To dobry pomysł.
Zapytać: jak Ci minął ten tydzień? Co było dobrego? Spotkało Cię coś miłego? A potem sobie trochę ponarzekać. I pośmiać się z tego co nie wyszło. Pohuśtać się na huśtawce w ostatnich promieniach jesiennego słońca. Pograć w gry.
Pooglądać wakacyjne zdjęcia.

Dobrze mieć przyjaciół.
I dobrze porozmawiać z nimi gdy przyjdzie koniec tygodnia. :)

środa, 19 października 2011

jak ten czas leci...

Dlaczego gdy chcemy, żeby czas szybko minął, to on się wlecze? A w chwilach, które chcielibyśmy zatrzymać, pędzi jak oszalały?
Pewnie można by przeprowadzić jakieś badania. Tylko trzeba by wymyślić jakiś inną jednostkę odniesienia. Która nie dzieliła by się na 60 tylko 100, po ludzku. Albo 120 żeby łatwiej było znormalizować stary czas do nowej jednostki.
A może jednak on jest jednostką względną? I wcale 60 minut nie jest sześćdziesiąt minutami. Tylko dla mnie piętnastu, a dla kogoś innego dziewięćdziesięciu?

Wiem jedno. Dzisiejsze półtorej godziny na wykładzie było całym tygodniem. Tygodniem niesamowicie męczącym. Niezrozumiałym w swej zawiłości. Z wieloma przemyśleniami na tematy bardzo odległe. Z nauką słówek na jutrzejszą kartkówkę, na śmianiu się i zasypianiu na ławce. Nie myślałam że zwykłe 90 minut może być takie długie. Biegłoby to szybciej! Myślałam, że zestarzeję się tam i nie wyjdę o własnych siłach z sali wykładowej. Taka to wieczność była.

Ale chyba poczucie czasu z wiekiem się zmienia. Bo raczej na emeryturze znów czas wolno płynie. Jak kiedyś, kiedy było dużo czasu na czytanie książek. A teraz jest czas na kliknięcie ctrl+f i wpisanie interesującej frazy...

czwartek, 13 października 2011

Rekolekcje.

Czasami przydają się rekolekcje.
Choć ciężko się na nie wybrać.
Choć zasypia się na konferencji.
Choć nie widzi się ich potrzeby. Albo nie ma na nie ochoty.
I nagle jest olśnienie. Jakiś sens przemyka przez umysł.
Naprawdę warto posłuchać dobrego kaznodziei. 
Bo bez Pana Boga to to wszystko byłoby całkiem bez sensu.
 A bez Kościoła nie ma poznania. 
Choćby nie wiem co.

sobota, 8 października 2011

święty Ludwiku!

Po dzisiejszym kazaniu pomyślałam, że obojętne co chcę Wam napisać, wspomnę dziś o św. Ludwiku Bertrandzie, który wstąpił do zakonu pomimo, że jego rodzice chcieli dla niego czegoś innego. Zapewne w ich mniemaniu lepszego. 
Ileż to razy my sami boimy się, że to co robimy, to jednak nie to? Że może trzeba było iść inną drogą? Że może trzeba było posłuchać tych, co chcieli nam doradzić? A on zawierzył Panu Bogu i trwał w postanowieniu zostania zakonnikiem. Czy nie bał się, że może jednak to nie to? Że lepiej byłoby zostać ojcem sympatycznej rodziny? Może się bał. Ja nawet jestem pewna że też miał wątpliwości. Ale zaufał.
I jeżeli my mamy tyle do wyboru, przecież właściwie całe życie przed nami, to musimy wybierać. Bo bez wyborów ogarnie nas drętwota. Jak mówił o.Maciek, będziemy siedzieć w domu i czekać na znak, że moja droga jest dobrą drogą,  aż dopadnie nas depresja. Bo ten lęk przed wybraniem, przed pójściem złą drogą naprawdę może być paraliżujący.
I nawet jeżeli ja nie wiem, czy idę dobrze, czy źle, czy moja nauka potem zaplusuje, czy będę mieć pracę, czy moja alergia na tranzystory nie jest powodem do zmienienia ścieżki życia, to warto zaufać Panu Bogu. On chce dla nas jak najlepiej, a idąc z Nim, zawsze będzie dobrze. 

Jakie to szczęście, że Pan Bóg zsyła nam takich świętych jak święty Ludwik. I czasem dobre kazanie w odpowiednim momencie :)

środa, 5 października 2011

zaczęło się.

Zaczęło się jakoś dziwnie. Niby coś się dzieje, a jednak nic. Trochę zmian. Czy na lepsze? Zobaczymy. Kilka zaskoczeń. Bo jednak to jest czymś innym niż być miało, a cośtam innego nie działa jednak. Ale jakoś leci.

Jesień złota i polska. Chociaż czasem chmura za oknem, to kasztany i liście kolorowe. Czuć jesień oj czuć. I poranna mgła na Błoniach. To dopiero jest jesień!

Mam nadzieję, że Wam też jakoś leci i że jesień miła. Pomimo tego że zachęca do depresji :)